niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 12

- To wyjaśnisz mi dokładnie co robiłaś? - Spytał Anakin Ahsokę, gdy weszli do Luksa jej pokoju.
- No mówiłam ci już - Wywróciła oczami dziewczyna.
- Ahsoka to nie są żarty. Ja się o ciebie martwię.
- A ja mam wszystko w tyłku Jabby.
- Domyślam się. Powiesz mi? - Poprosił.
- Ehh. Czemu ja zawsze muszę się tłumaczyć jak mamusi? Co mam ci powiedzieć?
- Wszystko.
- Ehe. Urodziłam się w... - Zaczęła opowiadać Tano.
- Ahsoka! Pytam poważnie.
- Dlaczego ja zawsze muszę się spowiadać?! To nie fair.
- Powiesz mi?
- No dobra. Od którego momentu?
- O tego jak wyszłaś ze Świątyni. - Skywalker specjalnie nie powiedział "odeszłaś z Zakonu". To go zbyt bolało.
- Poszłam do Padme, poprosić ją żeby mi pomogła wydostać się z Courusant, potem poszłam na dolne poziomy, spędziłam trochę czasu z Ventress, uwolniłam Barriss, pooblewałyśmy się wodą, poleciałam na Onderon, resztę już wiesz.
- Wodą?
- No wiesz. Ja zaczęłam, bo poprosiłam Ventress, żeby oblała Barriss, bo ona nigdy nie może się obudzić. Wtedy Barriss oblała Ventress, a ona powiedziała jej, że to był mój pomysł i też oberwałam. A co?
- Aha, ok. A czemu wybrałaś właśnie Onderon?
- A co to jest, przesłuchanie, że ci muszę wszystko mówić?
- Dokładnie.
- Lux! Żądam prawnika po swojej stronie! - Zawoła togrutanka
- Daj sobie spokój z tym prawnikiem! - Odpowiedział Bonteri zza drzwi.
- A ty nie podsłuchuj. - Powiedział Anakin w stronę drzwi.
- No właśnie! - Poparła Skywalkera Ahsoka. - Lepiej załatw mi prawnika!
- Daruj sobie tego prawnika! - Wrzasnął senator i odszedł od drzwi.
- Powiedz mi czemu wybrałaś właśnie Onderon. - Poprosił ponownie Wybraniec.
- Moja sprawa i nic ci do tego. - Odburknęła Tano i odwróciła się do niego plecami.
- Ahsoka czy ty nie rozumiesz, że się o ciebie martwię?
- Rozumiem, aż za dobrze. Ale nie musisz. Przeżyję, bez twojej opieki mamusiu.
- Zdajesz sobie sprawę, że prędzej czy później będziemy musieli cię aresztować mimo, że tego nie chcemy.
- Tak jakby. Ale wiem, że jestem niewinna i mam nadzieje, że mi się poszczęści i to mnie uratuje, jak wcześniej.
- Jedi nie wierzą w szczęście.
- Nie jestem Jedi.
- Jesteś i to, że odeszłaś niczego nie zmienia.
- Miło, że tak myślisz Anakinie, ale wątpię, żeby ktoś też tak uważał, łącznie ze mną. Nie jestem Jedi. A teraz chyba powinieneś już iść, zanim ktoś zorientuje się, że tu byłeś. - Stwierdziła togrutanka starając się ukryć uczucia.
- Chyba masz rację. Ale mam dla ciebie radę. Jeśli chcesz przeżyć kilka następnych dni, to nie wychylaj nosa z poza tego domu. Postaram się nie dopuścić do tego, żeby ktoś przyszedł tutaj przeszukać ten dom i spróbuję odnaleźć prawdziwego winowajcę, ale nic nie obiecuję. Niech Moc będzie z tobą Ahsoka. - Powiedział Jedi i wyszedł przez okno.
- I z tobą Rycerzyku. Dziękuję ci. - Odpowiedziała cicho Ahsoka i zaczęła płakać (no musiałam. Trzeba się trochę pobawić i jej psychiką, no nie?).

***

- Uwolnij ich i nastaw przeciw Republice. Rozkaż im terroryzować mieszkańców. - Mówiła postać z hologramu.
- Tak, mój mistrzu. ale jak mam ich przekonać. - Odpowiedziała klęcząca postać w kapturze.
- Powiedz co oferujemy i że Republika ich zabije.
- Tak mistrzu.
- I bądź ostrożny. Będą teraz pilnować więzień bardziej niż pałacu.
- Wiem mistrzu. Nasza wtyka w rządzie świetnie działa. Dodatkowo o kradzież oskarżyli jakąś byłą Jedi. Ahsoka Tano, czy jakoś tak.
- To dobrze. Ale bądź mimo wszystko bardzo ostrożny. Ona była padawanką Anakina Skywalkera. On jej na pewno będzie pomagał i spróbuje na własną rękę znaleźć prawdziwego winowajce.
- Tak mistrzu. - Po tych słowach hologram zniknął, a postać w kapturze uśmiechnęła się złowieszczo (mam fazę na niewidoczne uśmiechy. ;P). Wstała i poszła w kierunku więzień Onderonu. Oczywiście były bardzo strzeżone, ale dla niego (to facet jest jak coś. Nie umiem mówić o nim "niej" jak wypadało by gdybym mówiła postać) nie stanowiło to problemu. Lord Sidius długo go szkolił. Był przygotowany na wyzwania. Podszedł w cieniu do najbliższych strażników i popchnął ich Mocą. Śmiertelnie. Szybko załatwił kolejnych i pobiegł do najpilniej strzeżonych cel. Po pokonaniu kolejnych dwudziestu strażników znalazł się na miejscu. Cele dwóch największych bandziorów Onderonu: Misertym Kimow i Arweset Galow (kto nie kocha wymyślać imion klikając byle jakie klawisze? :D).
Wpisał po dziesięć wykradniętych haseł i drzwi do cel się otworzyły.
- Czego chcesz? - Zapytał jeden ze zbirów.
- Uwolnić was. - Odpowiedział tajemniczy gostek.
- Żądasz czegoś w zamian? - Spytał drugi bandzior.
- Byście walczyli na korzyść separatystów.
____________________________________________________

Strasznie was przepraszam, że tak krótko i że wczoraj nie wstawiłam ale ostatnio mocniej skupiłam się na drugim blogu i nie zdążyłam napisać. A jutro do szkoły. Ja nie chcę! Dobrze, że chociaż za cztery tygodnie Wielkanoc. No nic, nie będę was moim jojczeniem zamęczać. Mam nadzieję, że się wam spodobało.
Dedyk dla:
Pauliny

NMBZW!!!

środa, 24 lutego 2016

Kolejne info

Spokojnie, nie zawieszam.Chciałam tylko poinformować was, że Madzia założyła swojego bloga! Zapraszam wszystkich!
starwars-nowa-historia.blogspot.com

NMBZW!!!

niedziela, 21 lutego 2016

Info!

Cześć wszystkim!
Mam pewną ważną informację, a mianowicie założyłam z Barriss Offe (Pandusia Dusia), drugiego bloga. Oczywiście o Gwiezdnych Wojnach. Jest już na nim prolog.
Zapraszam!
przeznaczenie-zawsze-moze-sie-zmienic.blogspot.com

NMBZW!

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 11

- No mów,co jest, bo naprawdę zamówię prawnika, tyle że sobie! - Wrzeszczał Lux, gdy Ahsoka pakowała sobie do buzi kotlety (dobra, za dużo kotletów, ale są fajne [to Magda]).
- Mówiłam, że nie odpowiem na żadne pytanie bez prawnika po swojej stronie. - Odpowiedziała mu spokojnie Tano.
- To powiedz mi co robiłaś przez cały dzień. To nie jest pytanie. - Nie odpuszczał Bonteri.
- Na rozkazy działam jeszcze gorzej, senatorku. A tak poza tym, to mi nie mów, co mam robić, bo jeszcze się zbuntuję. - Powiedziała togrutanka.
- Wtedy wywalę cię osobiście z mojego łóżka i domu. - Upierał się chłopak.
- No cóż, zawsze mogę iść do Anakina. - Dziewczyna nadal spokojnie przeżuwała mięso.
Lux nie lubił tematu Anakina, szczególnie kiedy chodzi o Ahsokę.
- Co się tak zarumieniłeś? - Z satysfakcją odezwała się togrutanka - A jeśli chodzi o twój dom, to życzę powodzenia w łażenu po mega wąskich parapetach. I tak mnie z tąd nie wygonisz. Za fajna jestem. - Zaśmiała się.
- Ej, pytam cię tak na serio! Dlaczego ZAWSZE musisz się ze mną kłócić... - Westchnął zrezygnowany Lux.
- Bo jesteś wspaniałym przykładem mięczaka, a tak poza tym to na kim ja się mam wżywać, co? - Krzyknęła Tano.
- Proponuję mistrza Windu. - senator usiadł obok Ahsoki.
- Tak, tylko szkoda że go tu nie ma. - przeżuła ziemniaka.
- Jak nie chcesz mówić to nie. Ale założę się, że poszłaś zobaczyć się z Anakinem do sali senatu. - Podsumował Bonteri.
- Skąd wiesz że tam byłam? - Zerwała się nagle togrutanka.
- Mieliśmy zamontowane kamery w sali obrad, i wyświetlaliśmy monitoring na którym wyraźnie widać cień togrutanki, siedzącej na oknie. Coś ty zrobiła, co? Dlaczego...? - Chłopak nie krył złości. Ahsoka wstała od stołu i lekko się zaniepokoiła.
- Lux, to nie tak jak myślisz. Tam był taki facet w kapturze,śledziłam go! Zabrał coś z biurka senatorów, ale nie zdążyłam zareagować.... - Broniła się Tano.
- Ja ci wierzę, ale senat nie puści ci tego tak łatwo... poza tym, twoi koledzy Jedi mają za zadanie cię schwytać i przywieźć przed oblicze kanclerza Palpatine'a, więc nieźle sobie nagrabiłaś. - Stwierdził z powagą senator.
- Co? Ale Anakin dobrze wie, że jestem niewinna! Nigdy by mnie nie aresztował! Poza tym to już trzeci raz w ciągu jakiegoś tygodnia (tak mi się wydaje), kiedy jestem ścigana. To się robi nudne. - Westchnęła dziewczyna.
- No wiesz, Anakin może myśleć sobie co chce, ale rozkazy, to rozkazy. A poza tym, to ja tu się o ciebie zamartwiam na śmierć, a ty mi mówisz, że to się robi nudne. Naprawdę, kobieto, co ty robiłaś w tym tygodniu...?
- Najpierw byłam oskarżona o zamach i uciekłam z więzienia, potem pomogłam wydostać się Barriss, a teraz chodziłam po mieście i poszłam za tym gostkiem w kapturze. A tak w ogóle to co wam ukradli?
- Po przeszukaniu niezwykle ważnych dokumentów...
- Chyba chciałeś powiedzieć po przeszukaniu kosmetyków w toaletce niezwykle grubych senatorów...- Przerwała mu Ahsoka ze śmiechem.
- Ej! Po pierwsze ważę nie całe 60 kilo! Po drugie: Senatorzy się NIE malują! Po trzecie: Jesteś ścigana i oskarżona o poważne przestępstwo, a ty się śmiejesz! (żeby już nie pisać Aha, ok) po czwarte: skradziono (serio długo nad tym myślałyśmy) tajne dane o Onderonie.
- Czyli...? - spytała.
- Nie mogę ci powiedzieć, te dane są ściśle tajne, a ludzie za przeproszeniem z zewnątrz nie mają prawa wiedzieć o istnieniu niektórych z tych dokumentów.
- Ej no. Jak już jestem oskarżona o kradzież, to chcę wiedzieć, o co dokładnie.
- Ale nie mogę ci powiedzieć. Nie masz prawa wiedzieć o istnieniu tych dokumentów, ile razy mam mówić.
- Oj weź powiedz. Nie jestem z zewnątrz. Mam ci przypomnieć co tu robiłam?
- Nie musisz. A ja i tak ci nie mogę powiedzieć.
- Bo zaraz oberwiesz. Muszę wiedzieć co rzekomo ukradłam! Masz mi powiedzieć!!! - Ahsoka zastanowiła się chwilę. - Albo cię pocałuję.
- Serio? Już wolałbym pocałować tyłek Jabby.
- Da się zrobić... i tak trzeba go zchwytać, chociaż wątpię czy byś to przeżył. No i jestem o wiele piękniejsza i lepsza od Jabby, ale jak chcesz koniecznie całować jego tyłek...
- Okropna jesteś.
- Wiem. A teraz gadaj!
- Nie.
- Mam cię pocałować? - Zagroziła Ahsoka ponownie.
- Nie.
- A zaprowadzić cię do Jabby?
- Też nie.
- Czyli wolisz mnie. Ha!
- Kto to powiedział?
- Ty. A teraz gadaj bo cie na serio pocałuję.
- Jak sobie chcesz. Mam tu gdzieś coś do dezynfekcji ust. A ja i tak ci nie powiem. - Odparł Lux ze śmiechem.
- Fuj. Wiesz, że istnieje coś takiego jak pasta do zębów? (pomysł Magdy)
- W przeciwieństwie do ciebie wiem, ale jakoś wczoraj ci to nie przeszkadzało.
- Jesteś okropny.
- Ty bardziej.
- No dobra powiesz mi, czy naprawdę mam cię pocałować?
- A proszę cię bardzo. - Zaśmiał się znowu chłopak przysuwając się do dziewczyny. Ahsoka również się uśmiechnęła i delikatnie go pocałowała.
- Teraz mi powiesz?
- Ehh. Ale jak się wyda, że ci powiedziałem to zwalam na ciebie. - Westchnął w końcu Bonteri.
- Ok.
- Skradziono tajne mapy podziemnych kwater z uzbrojeniem, kody do głównej bazy danych Onderonu i hasła do cel więziennych największych przestępców Onderonu. 
- Nie, no, serio. Myślałam że zabrali uliczne Toi - Toie. (głupi pomysł Magdy) - zażartowała Ahsoka.
- Dziewczyno! Wiesz jak poważna jest ta sprawa?!?
- Już się nauczyłam nie przejmować. Na serio, od tego można zwariować. - odpowiedziała mu togrutanka (kocham to słowo [Magda]). - A co do skradzionych materiałów, to ja powinnam się tym przejmować najbardziej.
- A może jest tak, jeśli tego jeszcze nie zauważyłaś, że ja martwię się o ciebie bardziej niż ty sama o siebie? - Zarumienił się Bonteri.
- Nie miaucz mi tu, senatorku. A tak w ogóle to na co komuś takie papierzyska? A tym bardziej mi?
- Na przykład żeby wypuścić największych przeciwników Onderonu i zbuntować ich przeciwko Republice.
- I ja bym miała coś takiego zrobić?
- No wiesz, byłaś już oskarżona parę razy.
- Za pierwszym razem okazało się, że to wina Barriss, a za drugim zostałam uniewinniona, bo za tym stał ktoś inny niż Barriss. Tak więc jestem całkowicie niewinna i nadal nie wiem czemu to niby ja miałabym ukraść te dane. To nie ma sensu.
- Dla ciebie tak, no ale wiesz. Jednak byłaś oskarżona i nawet jeśli niewinna, to mogłabyś wkurzyć się na Republikę i chcieć się zemścić, za to że rozwalili ci życie i tak dalej. No i mogłabyś też nie mieć co robić, więc mogłabyś po prostu szukać sobie jakiegoś zajęcia, ktoś by cię wynajął żebyś to wykradła. Proste.
- Aha, ok. Kto wymyślił tę cudowną teorię?
- Pan prawnik Zomvin Asdoihutiyk.(Jak się wszyscy domyślają, to pomysł Magdy).
- PAN PRAWNIK??? Ja nie mogę! Trochę mniej szacunku dla głupków, proszę.
- Nie ważne. W każdym razie Zomvin Asdoihutiyk ma bardzo wysoką pozycję polityczną i poparcie wielu senatorów, prawników...
- Nie zaczynaj mi tu wymieniać !!! Powiedz po prostu: Kupa kosmicznych paplanników... (matko, jak to brzmi)!
- Mam wielką nadzieję, że mnie do nich nie zaliczasz.
- Nie pytaj. Nie chcesz znać odpowiedzi.
- Ty... ty...
- Nie wymyślaj kotlecie, proszę. I tak nie masz na mnie jakiegoś sensownego przezwiska, za to ja, czyli ta mądrzejsza mam na ciebie z cztery (senatorski paplannik się liczy).
- Okej, no to wszystko jasne. Z całym szacunkiem, ale rozmawiamy już od jakiejś godziny, a ja robię się głodny.
- Serio? Ja się już najadłam. (kotletami! (MAGDA!!!))

***
Anakin siedział w swoim hotelowym pokoju. Nie miał ochoty nikogo widzieć, nawet Obi-Wana (♥). Ciągle myślał o tym, że kolejny raz musi ścigać Ahsokę. Kenobiemu też było trudno, ale nie mógł się sprzeciwiać radzie Jedi i Senatowi. Ale on nie mógł jej ścigać. Po pierwsze: dobrze wiedział, że Tano jest niewinna. Po drugie: była jego padawanką. Co prawda byłą, ale Skywalker ciągle miał nadzieję, że Togrutanka wróci do Zakonu, chociaż teraz nieco w to zwątpił...  jak ona może się czuć? Trzeci raz oskarżona o zbrodnię przez swoją byłą rodzinę... ale nie wyglądała na mocno przejętą. Znając ją, mogła właśnie się topić w toalecie i śmiać się równocześnie (kolejny pomysł Magdy, a właściwie to ja (czyli Magda) aktualnie cały czas pisze, nawet teraz XD (teraz, kiedy ja zajmowałam się czytaniem! Po za tym cały czas piszemy na zmianę!)). No cóż, może się z nią skontaktuje. Skupił się i coś poczuł. 
- Nie teraz! Prowadzę właśnie rozmowę! - Usłyszał w głowie głos dziewczyny. - Nie teraz!... Jabby, ale jak chcesz koniecznie całować jego tyłek...
- Co?!
- Oj! Sorki! To nie do ciebie! Gadam na 2 fronty. Pa! - Przerwała połączenie togrutanka.
- Aha. - skomentował to wszystko Skywalker, po czym się uśmiechnął się. - Na prawdę, można ją topić w kiblu, a ona i tak będzie wyzywać ludzi od Jabby. - Westchnął.
***
Około 16:30 Ahsoka i Lux siedzieli w domu i bardzo kreatywnie nic nie robili. W pewnej chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
- Proszę - Powiedział Bonteri otwierając drzwi. W drzwiach stanął... Anakin Skywalker!
- Sorki że przeszkadzam, ale muszę pogadać z Ahsoką. - odezwał się rycerz Jedi.
- Ahsoka? A co niby ona miałaby robić w moim domu? - Ręce senatora trzęsły się ze zdenerwowania.
- Daj spokój, do nikogo innego nie powiedziałaby ,,Pocałuj tyłek Jabby" czy coś w tym stylu. Mogę wejść? - Zapytał.
- Ale przecież ci mówiłem, że Ahsoka jest gdzieś indziej i...
- Załóżmy, że to oznacza TAK - Przerwał mu Anakin i wszedł do środka. W salonie, na fioletowej kanapie siedziała jego była padawanka. Gdy tylko go zobaczyła zerwała się na nogi.
- ANAKIN??? Co ty tu robisz?! Jak się dowiedziałeś...
- Daruj sobie. Tak, mi też bardzo miło się z tobą widzieć. - Odparł Jedi i usiadł obok dziewczyny. - A teraz powiedz mi, jakim cudem znalazłaś się na oknie w sali obrad. - Zaczął Skywalker. Ahsoka już miała wzywać prawnika, ale z Anakinem to nie to samo, co z Luksem, więc nie protestowała.
- To nie tak... ja nic nie zabrałam...
- No przecież wiem, głupi nie jestem...
- Serio? - Przerwała mu Tano udając zdziwienie. (no musiałam ;))
- ...ale co ty tam robiłaś? Jak nie będziesz miał sensownego powodu, to tym razem nie dam rady cię uratować, a admirał Tarkin wciąż za tobą szczególnie nie przepada. - Kontynuował Wybraniec nie zwracając uwagi na Ahsokę.
- No fakt. Gość mnie nie lubi.
- I to nielubienie pogorszyło się po twoim ostatnim numerze.
- Po tym jak uwolniłam Barriss?
- Aha. Oczywiście, admirał...
- Daruj sobie stopnie wojskowe i im podobne, albo będę do ciebie mówiła per. "mistrzu Jedi"
- No dobra. No to po tym jak uwolniłaś Barriss to Tarkin się wściekł i od razu poleciał do senatu, licząc, że skażą was obie, ale, że na nagraniu z więzienia Barriss mówiła, że ktoś ją zmusił do tego zamachu i obydwie zostałyście uniewinnione, więc Tarkin się wściekł.
- NO! Już wiem... to... ten Zomvin... - Pogrążyła się w myślach Ahsoka.
- Pan Prawnik Asdoihutiyk? (skróty klawiszowe rządzą!) A co on ma do tego...??? - Zdziwił się Wybraniec.
- Tyle co ty masz wspólnego z Ulicznym Toi-Toiem. (Tak, uwzięłam się na Toi-Toje (Magda) (i na kotlety!)).
- No to po co poruszasz jego temat, skoro nie ma nic wspólnego z tą sprawą? - Spytał.
- No właśnie ma. I to bardzo dużo.
- No to czemu... Czekaj co?! - Zdenerwował się Jedi.
- No jak to co? Przecież to Asdoihutiyk (jak ja uwielbiam kopiować i wklejać :D) mnie oskarżył.
- Ale, że co ja mam niby wspólnego z ulicznymi Toi-toiami?!
- Oprócz zapachu i wyglądu?
- O ty...
- Zapewne to, że dość długo w nich przesiadujesz.
- Ahsoka... - Rzucił ostrzegawczo Skywalker.
- Jakby co Lux, będę na górze wywalać twoje ciuchy z szafy! - Krzyknęła togrutanka i wskoczyła na parapet otwartego okna..
- Eeeh... - Zaczął Lux - A właśnie miałem zaproponować Anakinowi ,,kawkę lub herbatkę" (To ja, Magda).
 - To sobie proponuj. Ja muszę zrobić miejsce na swoje nowe ciuchy! - Z pokoju Luxa Ahsoki dobiegł głos dziewczyny.
- Nowe ciuchy? Coś ty dzisiaj robiła dziewczyno?!
- Okradłam cię i poszłam kupić sobie zapas normalnych ubrań bez jęczącego mi nad uchem chłopaka!
- Dobrze, że przynajmniej nie musiałem iść z tobą.
- Ty byłeś zajęty polityczną paplaniną.
- Wiecie, że ja tu wciąż jestem?! - Przerwał im Anakin. - I gadaj mi zaraz Ahsoka coś ty tu wyrabiała!
- No przecież mówiłam ci przez Moc. Ja tylko pobiłam senatora, groziłam komuś wybiciem zębów, upieczeniem na zielono i tak dalej, no i jeszcze okradłam Luksa i jestem oskarżona o kradzież jakiś tam dokumentów. Mam ci się jeszcze z czegoś spowiadać?!
- Po pierwsze zejdź tutaj, bo pójdę do ciebie. Po drugie, owszem masz, więc złaź!
- Aha, już. Lux, własnie skończyłam wywalać twoje ciuchy! One są naprawdę plątliwe. W każdym razie masz je! - Tano zrzuciła tonę ubrań na głowę senatora, a ten się przewrócił.
- Okej.... - Zaczął Anakin, pomagając Luksowi wstać. - Co tu się działo? Wyjaśnij mi. - Zwrócił się do Bonteriego ze złością.
Chłopak szybko wyjaśnił Skywalkerowi, co Ahsoka robiła przez te 3 dni, pomijając oczywiście niektóre momenty (wszyscy wiedzą, o co chodzi XD).
- No to pięknie. A dlaczego, jeśli można wiedzieć Ahsoka przyszła właśnie do ciebie...? - Spytał podejrzliwie Jedi.
- Bo nie chciało mi się siedzieć na Courusant i nonstop obrywać brudną wodą od Ventress i Barriss. - Odpowiedziała zamiast senatora togrutanka zeskakując z okna.
- Nie chciałaś lecieć na Shili? - Zainteresował się Wybraniec.
- Nie i nic ci do tego. - Odpowiedziała mu Tano, ale już nie tak łagodnie.
- Eee... Mistrzu Jedi... lepiej omijać tematy, o których Ahsoka nie chce mówić, bo można skończyć nieciekawie... - Ostrzegł go Lux.
- Ty może i skończyłbyś nieciekawie, ale wątpię czy Ahsoka dałaby radę mi coś zrobić. - Odpowiedział spokojnie Skywalker.
- To, że nigdy nie udało mi się cię pokonać, nie znaczy, że nie mogę zrobić ci krzywdy. - Wtrąciła się dziewczyna. - Pamiętasz może jak kiedyś przez tydzień chodziłeś z podbitym okiem, albo tak cię pogryzłam, że wciąż masz ślady?
- Poważnie? Gdzie? - Zapytał ze śmiechem Lux.
- Nie twoja sprawa. - Mruknął Anakin. - Ahsoka możemy pogadać trochę bez  niego?
- No dobra, chodź do mojego pokoju.
- Chyba raczej mojego. - Przerwał jej Bonteri.
- Już nie. - Odpowiedziała mu togrutanka i wskoczyła na parapet, a Skywalker za nią.

_______________________________________________________

Tadam! Najdłuższy rozdział w historii! Gratulacje dla tych, co dotrwali do końca. No tak szczerze miał być dłuższy, ale stwierdziłyśmy z Magdą, że wtedy to naprawdę nikt tego nie przeczyta.
Tak. Prześladowały mnie wielkie litery i kropki i spacje. GRRRR!!! A poza tym to znowu dodałam tu coś kosmicznego, na przykład Toi-Toie :)
I tak bardziej kosmiczne rzeczy pojawiały się tu w czasie pisania.
Naprawdę!?... E tam. Chciałam tylko powiedzieć, że ostatni lub przedostatni raz męczę ludzi na tym blogu:( KOTLETY <3
MAGDA, DAJ SOBIE LUZ Z TYMI KOTLETAMI!!!!!!!
E tam. I tak Lux jest podobny do kotleta tyle, co Anakin do ulicznego Toi-Toja (I ja nadal nie wiem, czy ja to dobrze piszę XD)
*wali głową w ścianę* Ehh, dobra kończymy, bo ja tu nerwowo nie wytrzymam.
Dedyk dla:
wszystkich, co uczciwie dotarli do końca!!! (czyli zapewne nielicznego procenta XD)

Niech Moc Kotletów i Toi-Toiów Będzie Z Wami!!!
MAGDA!!! *zaczyna gonić Magdę z włączonym mieczem świetlnym*

NMBZW!!!

czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 10

Ahsoka wstała około 9:30, obudzona waleniem do drzwi senatora.
- Wpuść mnie, muszę się ubrać! - Odezwał się głos Luksa.
- O, jeszcze nie jesteś na senatorskiej paplaninie? - Spytała półśpiąca togrutanka.
- Kobieto, pukam tu od godziny! Już dawno jestem spóźniony! WPUSZCZAJ MNIE!  - Warknął.
- Nie wpuszczę cię tu. Ubierz coś z poprzedniego sezonu, modnisiu. - Zakończyła temat dziewczyna.
- No ej! Na serio, muszę się ubrać w coś sensownego! Proszę! - Senator zrobił minę kota w butach ze Shreka.(kit, że oni nie znają Shreka. Minę mają) 
- Robienie min przez drzwi nie daje za wiele. Przecież jej nie widzę. - Pouczyła go Tano.
- A skąd wiesz, że zrobiłem minę? - Zaciekawił się Bonteri.
- Masz 10 sekund - Odpowiedziała mu Ahsoka otwierając drzwi Mocą.
Senator wbiegł do środka jak oparzony  i porwał plątliwe ciuchy.
- No ale skąd wiesz o moich minach? - Uparcie pytał chłopak.
- A od czego jest Moc? W ogóle nie ukrywasz emocji i dość łatwo zajrzeć ci do głowy, gdzie zresztą panują wielkie pustki. - Odpowiedziała ze śmiechem Ahsoka zamykając drzwi. - A tak w ogóle, to pięknie wyglądasz w tej piżamce w kotlety.
-  To nie są kotlety!!! To wzór, który wymyśliła i praktykowała moja rodzina! Zaczęła moja babcia Meganova, a ja do dziś utrzymuję rodzinną tradycję.
- Super babcia? Pasuje do ciebie. A teraz spadaj mi na senatorską paplaninę. - Powiedziała wstając z łóżka.
- Nienawidzę cię. - odparł Lux po czym  udał się na radę senatorów. ( Oczywiście najpierw poszedł się ubrać, Bo wielu senatorów faktycznie mogłoby uznać pradawny wzór babci Meganovy za kotlety mielone)
-  I tak mnie uwielbiasz, modnisiu. - Zawołała za nim Ahsoka kładąc się z powrotem do łóżka. 
*** 
- Wstawaj Anakinie! - Rozległ się głos Obi-Wana.
- A muszę? - Mruknął Skywalker otwierając oczy.
- Dobrze wiesz, że tak. A teraz wstawaj śpiąca królewno. - Odpowiedział mu Kenobi.
- Ehh. Nienawidzę tej głupiej paplaniny. Siedzimy tu trzeci dzień, mimo, że Onderon i tak praktycznie jest w Republice. - Zaczął narzekać Wybraniec wstając.
- Dobrze wiesz jakie są formalności. I wiesz, że i tak będziemy tu tylko tydzień. Po za tym spotkałeś się z Ahsoką. - Powiedział mu Stejwończyk.
- A ona nie chciała ze mną rozmawiać. - Mruknął młodszy Jedi.
- Ale przynajmniej się z nią zobaczyłeś. A teraz wstawaj, za 15 minut rozpoczynają się negocjacje. - Powiedział starszy Jedi wychodząc. (Anakin obudził się o 8:45, jakby co)
- Aha. Jasne. - Ankin wstał z łóżka i zaczął rozmyślać  Ahsoce. Ona zawsze wiedziała jak go zaniepokoić. No i łaziła po mieście z senatorem, a to nie było dla niej normalne zachowanie. I jeszcze powiedziała mu, że ukradła sypialnię, groziła komuś wybiciem zębów i upieczeniem na zielono, o cokolwiek mogło jej chodzić i jeszcze pobiła senatora, zapewne Luksa Bonteri. To mu akurat nie przeszkadzało, niech go sobie bije ile chce, on ma się nie przystawiać do Ahsoki. Najchętniej to by sobie z tym senatorem poważnie porozmawiał, ale to nie wyglądało by zbyt dobrze, szczególnie, że w temacie Ahsoki łatwo go było wyprowadzić z równowagi. Westchnął i zaczął się ubierać.
***
Około 12:00 Ahsoka wstała i się ubrała. Nie miała za bardzo  co robić, bo Lux i Anakin byli na bezsensownym spotkaniu, na które nie miała zamiaru iść. Nie mogła oglądać telewizji, bo w Star Wars nie ma telewizorów (Tak... to trochę bez sensu, ale co tam) , Więc postanowiła przejść się po mieście. 
Szła od15 minut bocznymi uliczkami, przeglądając ubrania na wystawach Onderońskich (dziwnie to brzmi) sklepów. Po obrabowaniu nieco portfela Luksa kupiła sobie spory zapas normalnych ciuchów, ale ona i tak NIE jest modnisią. Przy jednym ze sklepów zauważyła dziwną postać. Była niepokojąco niska, a jej aura mocy była bardzo duża. Tano na drżących kolanach schowała się za rogiem jakiegoś sklepu spożywczego.
- ... dzisiejsza konferencja. Nadal są tam jacyś Jedi, dlatego bądź... - Wysoki człowiek w kapturze (który mówił do niskiego człowieka w kapturze) przerwał i spojrzał w stronę sklepu spożywczego. 
- No to mam przechlapane. - pomyślała togrutanka i zaczęła uciekać w stronę budynku Senatu, ale na tyle cicho i spokojnie, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Niska postać zwiększyła się i zaczęła skradać się za Ahsoką. Tano zobaczyła, że osoba , która zdawała się mieć metr trzydzieści wzrostu jest o wiele wyższa, bo wcześniej klęczała. 
- Dobra. Wpadam do Senatu przez okno, nikt mnie nie widzi, ale ja widzę , co robi gostek w kapturze. - obmyśliła plan dziewczyna.
Spojrzała za siebie. Zakapturzona postać zmierzała ku budynkowi Senatu.  Była padawanka Anakina przyspieszyła i wdrapała się na okno sali konferencyjnej. Wspięła się aż na najwyższą okiennicę  (Nie miałam lepszych synonimów) i spojrzała z góry na przebieg bezsensownej paplaniny. Widziała Anakina, Obi-Wana i Luksa, ale ani śladu człowieka w kapturze. 
- Dlatego przyłączenie Onderonu jest zdecydowanie doskonałym pomysłem - Kończył właśnie swoją wypowiedź jakiś mega gruby senator, gdy nagle w sali obok rozległ się dźwięk wybuchu, a do zajmowanej przez polityków  hali wleciał dym. Straż ogłosiła alarm i wszyscy senatorowie wybiegli z pomieszczenia. Ahsoka już miała wyskoczyć przez okno, gdy zdała sobie sprawę, że ktoś CHCIAŁ, żeby w sali było pusto. I jak na zawołanie do pomieszczenia wmaszerował ,,Kaptur". Zaczął gorączkowo grzebać w biurku , gdzie politycy gromadzili swoje najważniejsze dokumenty, a w panice nikt ich z tamtąd nie wyniósł. Nagle tajemniczy osobnik wyciągnął coś z biurka i uciekł, a togrutanka nawet nie drgnęła. Nie zapobiegła skradzeniu jakiegoś ważnego przedmiotu...
- Świetnie. Już raz zawaliłam. Wracam do willi, bo mnie Lux zabije.

20 minut później Tano była już w domu Bonteriego. Była dokładnie minutę szybciej niż chłopak, więc miała szczęście.
- Wróciłem! - Krzyknął Lux w progu.
- Super. - Ahsoka starała się , by to zabrzmiało jak zwykle: złośliwie, ale nie mogła ukryć napięcia.
- Dobra. Co jest? - Spytał senator (ludzie, można się zasenatorować).
- A co ma być? 
- Przecież widzę. Jest już gotowy obiad, to pogadamy.
- Uparta z ciebie modnisia, kotlecie.
- Sama jesteś uparta, a teraz mi wszystko ładnie powiesz. - Bonteri pociągnął ją w stronę jadalni.
- Znowu przesłuchanie? Żądam prawnika, inaczej nie odpowiem na żadne pytanie. - Tano teatralnie zadarła nos i usiadła przy stole.

_________________________________________________________

Marzenia ściętych głów się spełniają. ;) Kolejny rozdział w tygodniu, znów pisany z Magdą i jej specyficznym poczuciem humoru. Taak, nikt nie chce wiedzieć, co tu były za pomysły. XD
Właściwie, to znaczną większość rozdziału napisałam ja. 
Cicho siedź! Ty sama wymyśliłaś kotlety i trzecią część! I jeszcze musiałam poprawiać po tobie.
Ja tylko chciałam żyć.
Daj sobie spokój Madzia i się nie wtrącaj. To mój blog.
 Dedyk dla: 
Soni

NMBZW!!!

środa, 17 lutego 2016

Rozdział 9

- A teraz mi wszystko wyjaśnij. - Powiedział Lux do Ahsoki, gdy wrócili do jego willi.(przypuśćmy, że tam właśnie mieszkał [wiadomość od Magdy])
- A co mam ci wyjaśnić? - Spytała, wciąż roztrzęsiona po spotkaniu z Anakinem, Ahsoka.
- Wszystko. - Odpowiedział senator.
- No dobra. Tak więc, urodziłam się w 36 BBY (wiem, że oni nie wiedzą o bitwie o Yavin, ale lepszej chronologii nie ma), Trafiłam do Zakonu w wieku 3 lat,  lubię żelki, a aktualnie wkurza mnie pewien senatorek... - Zaczęła mówić Tano.
- Dzięki za informację, a teraz opowiedz mi o tym co się działo po twoim odejściu z Zakonu, ok? - Poprosił (czytaj ZAGROZIŁ [znowu wiadomość od Magdy]) Bonteri.
- Nic szczególnego -  Powiedziała - Poszłam do Padme, żeby pomogła mi się z tond wydostać. Kiedy czekałam aż wyleci ta bezsensowna misja, to poszłam do Ventress. Padme powiedziała mi, że Barriss ma wyrok śmierci, więc przekradłam się do więzienia i pomogłam jej uciec. Jak miałam odlecieć, to Ventress dała mi moje miecze, więc nie próbuj mi grozić, bo oprócz stracenia wszystkich zębów, mogę cię trochę podsmażyć na zielono moimi mieczami. I to nie jest sarkazm, drogi człowieku. (Magda) Jak tu leciałam, to Anakin omal mnie nie znalazł, ale na szczęście przyszedł Obi-Wan i go czymś tam zajął. Jak tu przyleciałam, to chciałam żebyś zszedł na zawał serca, ale masz głupie ciuchy z tegorocznego sezonu. Modnisia się znalazła. (Magda) No, a potem, z powodu braku normalnych ubrań damskich w twojej szafie modnisiu, musiałam łazić w sukience. (to akurat ja) No i to by tak mniej więcej wyglądało. - Opowiedziała wszystko dziewczyna.
- Po pierwsze: CZY TY MASZ POJĘCIE, CZYM GROZI POMOC PRZESTĘPCY?! Po drugie: jak szukasz modnisi, to spójrz na siebie. Po trzecie: aha, ok. - Wypowiedział wybitnie mądre stwierdzenie Lux (Magda)
- Patrzę i widzę normalne ubrania modnisiu. - Zaśmiała się togrutanka.
- A chcesz zobaczyć mój blaster? - Spytał.
- Nie mam dzisiaj czasu. Może jutro? - Odpowiedziała Tano teatralnie ziewając.
- Kobieto jest jakaś 17! Ty już idziesz spać?! 
- Bo nie chcę spać na podłodze. Oficjalnie wyganiam cię z twojego łóżka na moją korzyść. Spadaj do szafy albo na dywan, tylko nie u mnie! - Wydarła się Ahsoka i wspomagając się Mocą pobiegła do sypialni senatora i zatrzasnęła do niego drzwi.
- Ej! To mój pokój! - Wrzasnął za nią Bonteri.
- Już nie! - Odkrzyknęła mu dziewczyna.
- W końcu będziesz musiała wyjść, na przykład żeby się umyć.
 - Dla Ahsoki Tano nie ma rzeczy niemożliwych i spania na podłodze, modnisiu.
- To jak zamierzasz pójść do łazienki?
- A od czego są okna i mega wąskie parapety, na tyle, że bez Mocy nie przejdziesz? 
- Ehh. Nienawidzę cię. - Mruknął zrezygnowany Lux i poszedł po śpiwór.
- Ta, jasne. I tak mnie kochasz. - Odezwał się głos z łazienki.
- Jak ty tam wlazłaś?
- Nie przeszkadzaj mi, myję się. I mówiłam, że po tych parapetach jakoś da się przejść. I NIE próbuj kombinować, bo masz to jak w banku, że twoja buźka nie będzie już wyglądać tak pięknie, modnisiu.

Piętnaście minut później Ahsoka weszła do okupowanego przez siebie pokoju. Wciąż myślała o tym, co wydarzyło się dziś, gdy wracała z zakupów (nawiasem mówiąc kupiła sobie również piżamę) , i bardzo chciała się spotkać z Anakinem ponownie. Wreszcie wymyśliła, że skorzysta z rad mistrza Yody , i skontaktuje się z rycerzykiem telepatycznie. Po dłuższej chwili coś poczuła.
- Anakin? - Spytała.
- Jak mnie znalazłaś? - Usłyszała głos Skywalkera.
- Coś tam jeszcze pamiętam z lekcji Jedi, aż tak zacofana to nie jestem.
- Ale ubierasz się w fioletowe ciuchy i chodzisz po mieście z jakimś senatorem.- Pomyślał (dziwnie to brzmi, ale załóżmy że oni nie gadają podczas telepatii) Skywalker.
- Tak konkretniej , to to były niebieskie ciuchy, i na poważnie: musimy pogadać.
- No raczej - Odezwał się wybraniec, ale w jego głosie słychać było napięcie.
- Pytaj... - Pomyślała lekko zdenerwowana Ahsoka.
- Co robisz na Onderonie? I gdzie ty w ogóle jesteś? Po co tu przyjechałaś i dlaczego nie chcesz wrócić do zakonu? - Spytał rycerz Jedi.
Wszystkie te pytania łączyły się z Luksem, czyli z problemem.
- Jestem na Onderonie, ale to już nie twoja sprawa. Tak samo nie interesuj się, gdzie konkretnie jestem, bo ci nie powiem. A Zakon... to nie jest już moja rodzina. Na prawdę nie widzisz tego, że się zmienili? Już mnie tam nie chcą. Zapraszają mnie tam tylko po to, żeby pokazać światu, jacy to są dobrzy i łaskawi.
- Z tobą to się nigdy nie dogadam. - Westchnął zrezygnowany Anakin - Mam tylko nadzieję, że jesteś bezpieczna i wiesz co robisz.
- Spoko. (Czy togrutanie używają wyrazów typu ,,Spoko" ?) Nie martw się. Ukradłam dzisiaj jedną sypialnię, groziłam komuś upieczeniem na zielono i wybiciem zębów, pobiłam senatora, ale tak ogólnie to byłam grzeczna, mamusiu.- Zakończyła połączenie Ahsoka, po czym udała się na kolację do Luksa, oczywiście wychodząc przez okno.

______________________________________________________________

Tadam!  Marzenie ściętych głów się spełniło! Z pomocą Magdy udało mi się napisać rozdział. No tak właściwie to ona napisała drugą część i pomagała w pierwszej. I nie chciało nam się pisać opisów do dialogów. Ale i tak się cieszcie. Mam nadzieję że uda mi się napisać kolejny rozdział na sobotę.
Dedyk dla:
White Angel

NMBZW!!!

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 8

- Ale muszę iść? - Marudził Lux, gdy Ahsoka ciągnęła go do drzwi.
- Tak musisz. I nie marudź. - Odpowiedziała mu Tano wyciągając go na zewnątrz. Gdy jej się to udało, skierowała się w stronę głównej ulicy handlowej  na Onderonie.
- Wszyscy się na nas gapią. - Cały czas marudził Bonteri.
- Jak bym nie musiała cię ciągnąć, to by się nie gapili. - Powiedziała mu zirytowana dziewczyna.
- I tak by się gapili. Jesteś togrutanką, a na Onderonie nie widuje się codziennie togrutan. Mogliśmy chociaż pójść boczną uliczką, a nie pchać się główną. - Nie przestawał jojczeć chłopak, ale przestał stawiać opór.
- To, że byłam na Onderonie, nie znaczy, że znam rozkład miasta na pamięć, więc nie gadaj, bo sam mogłeś prowadzić. A teraz cicho siedź. - Ucięła  rozmowę togrutanka. Po pięciu minutach stanęli przed sporym sklepem z ubraniami.
- O. Tu może znajdzie się coś normalnego. - Stwierdziła Ahsoka.
- A nie wolisz tam. - Uśmiechnął się niewinnie senator wskazując na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się sklep z sukienkami.
- Nie. I jeśli jeszcze raz powiesz mi coś o sukienkach... - Zaczęła Tano.
- Ja nic nie mówiłem. - Przerwał jej Lux.
- To będę siedziała w tym sklepie jeszcze dłużej, mimo, że nienawidzę kupowania ciuchów. - Dokończyła groźbę dziewczyna nie zwracając uwagi na chłopaka.

- Długo jeszcze? - Spytał Ahsokę Bonteri.
- Lux, jesteśmy tu od jakiś siedmiu minut. Daj sobie spokój. - Poprosiła togrutanka, przeglądając wieszak z bluzkami.
- Nie dam. Denerwowanie cię jest za fajne. Długo jeszcze? - Odpowiedział chłopak szeroko się uśmiechając.
- Nie szczerz się tak, bo ci wszystkie zęby wybiję. - Zagroziła mu pięścią Tano.
- Nie zrobisz tego. Mam za ładną buźkę, żebyś dała radę. - Powiedział senator cały czas szeroko się uśmiechając.
- Nic nie wykluczam nic nie potwierdzam. - Mruknęła dziewczyna wracając do przeglądania ubrań. Jak ten senatorek ją wkurzał. No i jak tu go nie kochać.
- No to długo jeszcze? - Spytał ponownie Lux.
- Ehh. Wiesz co? O ile to możliwe, jesteś jeszcze bardziej wkurzający niż Barriss. - Powiedziała zdenerwowana togrutanka.
- Barriss Offe? Ta co cię wrobiła? - Spoważniał nagle Bonteri.
- Aha. Nie mówiłam ci, że pomogłam jej uciec? - Odpowiedziała spokojnie Tano.
- Ty co zrobiłaś?! Wiesz czym to grozi?! - Wybuchł chłopak.
- Mniej, więcej wiem. I mam to gdzieś. Po za tym jeszcze w więzieniu z nią o tym rozmawiałam i na nagraniu jest zapisane, że ona mówi, o tym, że ktoś nad nią panował, więc o ile senat potrafi myśleć, to ją uniewinnią i mnie też.  - Stwierdziła utrzymując spokój Ahsoka.
- Aha, cudownie. Później wszystko mi w szczegółach wyjaśnisz, a teraz skończ wreszcie. - Odpowiedział chłopak, próbując się opanować.
- Dobra, chodź, już wybrałam. - Powiedziała ku uldze Luksa dziewczyna. Szybko zapłacili i Ahsoka poszła do jakiejś łazienki się przebrać, gdyż kategorycznie odmówiła noszenia sukienki chociażby chwilkę dłużej. Gdy wyszła chłopakowi opadła szczęka. togrutanka miała na sobie ciemnoniebieskie getry, fioletową bluzkę i błękitną bluzę, co jak dla niego wyglądało cudownie.
- Zamknij buzię, bo ci coś do środka wleci. - Powiedziała mu natychmiast dziewczyna. Od razu dotarło do niego jak głupio musiał wyglądać i zamknął buzię.
- Chodźmy już. Masz dużo rzeczy do opowiedzenia. - Odezwał się Bonteri i wyszedł nie czekając na Ahsokę. Gdy szli, Tano nagle stanęła jak wryta.
- Co jest? - Spytał niepewnie Lux.
- Gdzie tu są tu jakieś boczne uliczki? - Zapytała niespokojnie dziewczyna.
- Tam, a co? - Powiedział senator wskazując, na odnogę ulicy po drugiej stronie.
- Kłopoty. I to duże jak nas znajdą. - Ahsoka pociągnęła go we wskazanym kierunku.
- Co? Ktoś nas goni? Republika cię szuka? - Zaniepokoił się Bonteri, próbując za nią nadążyć.
- Gorzej. Anakin i Obi-Wan tu są. - Powiedziała togrutanka wbiegając w boczną uliczkę, ale po przebiegnięciu kilku metrów stanęła przed nimi pewna postać w szacie Jedi... Anakin. Tano chciała pobiec w drugą stronę, ale drogę zagrodził im Obi-Wan.
- No to cudownie. - Mruknęła dziewczyna.
- No nie przesadzaj. O ile nie jesteś poszukiwana, czy coś, to będzie okej. - Pocieszył ją Lux.
- Czego chcecie mistrzowie Jedi. - Zwróciła się do Anakina. Specjalnie go tak nazwała. Wiedziała, że go to zaboli.

***

Anakin od pewnego czasu bił się z myślami. Czuł, że Ahsoka jest blisko, a do tego od senatora z Onderonu czuć było aurę Ahsoki. Obi-Wan na pewno też to czuł, ale Skywalker nie chciał o tym z nim rozmawiać. Chciał wyjść i znaleźć swojego Smarkusia, a najlepiej sprowadzić ją z powrotem do Zakonu. W końcu postanowił wymknąć się na poszukiwanie Ahsoki. Wyszedł z pokoju, który aktualnie zajmował i skierował się do wyjścia na miasto. Już miał wychodzić, ale przy drzwiach zatrzymał go Obi-Wan.
- Dokąd idziesz Anakinie? - Odezwał się starszy Jedi.
- Znaleźć Ahsokę. I nie próbuj mnie zatrzymywać i wmawiać mi, że tylko mi się wydawało bo i tak pójdę. - Powiedział buntowniczym tonem Skywalker.
- Spokojnie Anakinie, idę z tobą. - Odpowiedział mu Kenobi. Nieco zaskoczony zachowaniem Stejwończyka (tak to się pisze?) Wybraniec, wyszedł na zewnątrz i zamknął oczy. Od razu wyczuł Ahsokę, była gdzieś przy głównej ulicy handlowej. Otworzył oczy i zobaczył, że jego były mistrz również ją wyczuł. Nie czekając na starszego Jedi ruszył w kierunku wskazanym przez Moc. Po pięciu minutach był już na miejscu. Nagle przestał wyczuwać Ahsokę.
- Zorientowała się. - Mruknął Obi-Wan, który zdążył już go dogonić.
- Super. Znając ją, pewnie nie przyjdzie jej do głowy, że w tłumie ludzi trudniej będzie ją znaleźć i pobiegła do jakiejś bocznej uliczki. - Stwierdził Skywalker.
- Jakbyś ty w jej wieku tak się nie zachowywał. - Westchnął Kenobi. - Zdaje mi się, że od tej ulicy jest tylko jedna odnoga.
- No to na co czekamy? Idziemy. - Powiedział Anakin ignorując uwagę byłego mistrza i ruszył w kierunku bocznej ulicy i zaczął skakać by wspiąć się na dach jakiegoś budynku i gonić togrutankę w powietrzu. Za nim pobiegł Obi-Wan, tyle, że wybrał drogę po ziemi. Przecież ulica ma dwie strony, więc Ahsoka zawsze mogła zacząć uciekać, a pościg przez centrum miasta nie był dobrym pomysłem. Po chwili biegu Anakin zeskoczył przed Ahsokę i co go nieco zdziwiło Luksem Bonterim. Za nimi pojawił się Kenobi. Dziewczyna powiedziała coś do senatora, a on jej odpowiedział, po czym togrutanka zwróciła się do niego.
- Czego chcecie mistrzowie Jedi. - Tak powiedziała. Zabolało go to, nie chciał by jego dawna padawanka mówiła do niego jak do kogoś obcego.
- Porozmawiać nie możemy Ahsoka? - Odpowiedział jej.
- A masz mi coś do powiedzenia mistrzu Jedi. - Togrutanka cały czas zwracała się do niego w ten sposób.
- Może mam. Na przykład: nie jesteś już poszukiwana, a Barriss Offe jest uniewinniona. - Powiedział dziewczynie Skywalker. - A teraz moja kolej na pytania. Czemu uciekasz i jak dostałaś się na Onderon?
- Uciekam, bo nie chcę, żeby ktoś o mnie się dowiedział, i chyba wiesz jak dostałam się na Onderon? Przyleciałam statkiem z misją dyplomatyczną, za pozwoleniem senator Amidali. Jeśli to wszystko to już pójdę mistrzu Jedi. Mam swoje sprawy. - Powiedziała na pozór spokojnie Tano, chociaż na kilometr było czuć, że targają nią emocje. Pociągnęła za sobą senatora z Onderonu i zaczęła iść w stronę wyjścia z uliczki. Gdy przechodziła obok Anakin szepnął do niej.
- Smarku, wróć ze mną do Zakonu.
- Nie chcę Rycerzyku, a przynajmniej nie teraz. - Odszepnęła mu Tano i odeszła. Skywalker był zawiedziony, że nie chciała wrócić, ale przynajmniej nazwała go Rycerzykiem. Uśmiechnął się i podszedł do Obi-Wana.
- Jeszcze się z nią spotkamy. - Powiedział do niego starszy Jedi.
- Nie wątpię. - Odpowiedział mu młodszy Jedi i poszli w swoją stronę.

_____________________________________________________

Tadam! Jest rozdział, dostałam dodatkowej weny, więc wydłużyłam końcówkę. Byłby szybciej, ale mój genialny komputer postanowił, że bez ostrzeżenia się wyłączy, bo musi się zaktualizować i skasowało mi prawie pół rozdziału. No ale udało mi się to napisać. A ja mam nareszcie ferie! Może nawet uda mi się w tygodniu wyskrobać rozdział jak dostanę weny. (ta jasne, marzenie ściętej głowy) O ile będę miała czas, bo wymyśliłam sobie wyzwanie czytelnicze na ferie, wszystkie książki Riordana związane z Grecją, czyli z tego co pamiętam 15 książek. Ciekawe czy dam radę. Jutro są Walentynki, a ja jeszcze nie mam one-shota. No cóż będę pisać, może się wyrobię.
Dedyk dla:
Jarael Tano

NMBZW!

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 7

- I jak było? - Spytała Ventress Barriss, gdy ta wróciła.
- Eee. Ok? - Odpowiedziała Offe.
- Dobra, a teraz mów prawdę.
- A okej to nie jest prawda?
- Nie cała. Mów dokładnie jak było.
- A jak nie będę chciała?
- To wezmę wodę.
- Jakie środki persfazji. Dobra, powiem ci. Jak przyszłam przed senat, do stwierdziłam, że pójdę do sądu i jak byłam przed wejściem, to spotkałam Tarkina mendę jedną. (no musiałam;)) A on mi powiedział, że mnie Jedi wzywali, a nie senat i odesłał mnie do Świątyni. No i tam Jedi mnie w ogóle nie pilnowali, co wydawało się nieco dziwne, po tym co zrobiłam, nawet pod wpływem kogoś i jeszcze sobie wymyślili, że będę przesłuchiwana w sali Rady. No kompletna głupota jak dla mnie. (macie Sithowie, niech już będzie, że Jedi są głupi) Normalnie jakbym miała raport z misji dawać czy coś. No ale im tam odpowiedziałam na pytanie, opowiedziałam o tym głosie, rada wyraziła swoje zdanie. I... powiedzieli, że mogę wrócić do Zakonu.
- Serio?! I wróciłaś?! - Powiedziała dathomirianka, gdy Offe skończyła.
- Nie. Powiedziałam im, że muszę się zastanowić.
- I co? Może mistrz Windu (to też musiałam) ci powiedział. "Ok, czekamy aż się zdecydujesz. Jak coś to wiesz gdzie jest Świątynia." ?!
- Hmmm. To by musiało być ciekawe. Ale nie, po prostu sobie wybiegłam.
- Aha. A oni cię nie próbowali zatrzymać?
- A po? I tak byłabym tylko kolejną nieważną padawanką. Tak w ogóle to jestem ciekawa kto zaproponował pozwolenie mi na powrót. Zapewne mistrzyni Unduli.
- Twoja była? (matko, jak to brzmi XD)
- Mhm.

***

Ahsoka obudziła się bardzo późno. Nareszcie nikt jej nie mówił, kiedy ma wstać i co zrobić. Lux niestety musiał wstać rano, na tą całą polityczną paplaninę bez sensu. Próbował ją nawet budzić, ale tylko oberwał poduszką. Kiedyś życie bez Zakonu wydawało jej się niemożliwe, ale teraz. Nareszcie miała spokój, chociaż brakowało jej Anakina.
- O nie. Nie będziesz teraz wspominać Ahsoka. - Powiedziała do siebie. Wstała z łóżka i poszła się ubrać. Lux znalazł jej jakąś beznadziejną sukienkę, żeby nie musiała chodzić w swoim starym stroju. Westchnęła cicho.
- Jak tylko pan senatorek wróci to wywlekam go kupić sobie coś normalniejszego. - Mruknęła zakładając sukienkę. - Pięknie. Wyglądam jak idiotka. (tak, wszystkim grożę, że zamorduje jak wsadzą Ahsokę w sukienkę, a sama to robię. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie :D)
- Hej! Ahsoka! - Rozległ się głos Luksa.
- Już wróciłeś? Przecież jest dopiero...
- Jakaś 13. Nie mów, że dopiero wstałaś, śpiąca królewno.
- Może tak. A ty nie powinieneś jeszcze załatwiać jakiś spraw bez sensu?
- Jeśli chodzi ci o te negocjacje, to już się skończyły. I czemu bez sensu?
- Bo przecież Onderon i tak praktycznie jest w Republice. To spotkanie to tylko bezsensowne formalności, które mogłyby się odbyć na Courusant.
- Oj tam, narzekasz. Po za tym gdyby nie odbywały się tutaj to byś do mnie nie mogła przylecieć.
- To bym cię dorwała na Courusant senatorku. A skoro masz czas wolny to możesz mi załatwić coś normalnego do ubrania.
- A co? Sukienka ci się nie podoba?
- Oj dobrze wiesz, że nie. Ale najpierw chodź coś zjeść, albo zjem ciebie.
- Nie dasz rady. Za wspaniały jestem.
- A zakład?
- Nie.
- Bo się boisz.
- Ta jasne. Już prędzej o ciebie.
- No fakt. Pewnie nie jesteś za smaczny. Mogłabym dostać niestrawności.
- Nigdy nie odpuścisz, co Ahsoka?
- Nie, nie odpuszczę Lux.
- Ehh. I jak się z tobą kłócić? Chodź coś zjeść. - Westchnął Bonteri poddając się. Skierował się w kierunku ogromnego pomieszczenia, mającego służyć za jadalnie, chociaż, według Ahsoki przypominała raczej ogromną salę treningową, albo balową. Na stole leżało już jedzenie, i to tak wyszukane, i w tak ogromnych ilościach, że Tano nie miała pojęcia kto to w ogóle je. Była przyzwyczajona do zwykłych posiłków Jedi i nie mogła się oprzeć myśli, że niektóre z potraw, można by z powodzeniem wsadzić do katapult i rozwalać droidy. Podczas jedzenia cały czas podśmiewała się z Luksa, który cały czas zmieniał sztućce do danych potraw, przy czym widać było, że je myli i po tym co zdążyła zapamiętać, próbował zjeść zapiekankę (dobra, nie wiem czy tam są, ale trudno) nożem do ciasta. Po 15 minutach siedzenia przy stole nie mogła się opanować i rzuciła w niego kawałkiem jakiegoś dziwnego i twardego mięsa.
- Hej! - Wrzasnął w proteście senator i również rzucił jedzeniem w Ahsokę.
- Wiesz, to jedzenie serio nadaje się do obstrzeliwania droidów. - Powiedziała mu niewinnym tonem Ahsoka.
- Zaproponuj to Armii Republiki.
- Może zaproponuję. A jeśli już skończyłeś, to błagam chodźmy kupić jakieś normalne ciuchy, bo dziwnie się czuję w sukience.
- A muszę iść?
- Tak.
- Czemu? Będę się tylko rzucać w oczy. Ludzie mnie znają, a jeśli będę z tobą chodził to będzie afera na pół galaktyki.
- Nie gadaj. Zresztą mnie też znają. Przypominam, że pomagałam waszej rebelii i podczas egzekucji wyskoczyłam na środek, więc wszyscy mnie widzieli.
- Nie chcę.
- Marudzisz. Mam cię przekonać siłą?
- Nie zrobisz tego. - Odpowiedział togrutance senator. W tym momencie Tano się na niego rzuciła i zaczęła lekko okładać pięściami.
- Teraz pójdziesz? - Zapytała wstając.
- Chyba nie mam wyboru. - Zaśmiał się Bonteri i lekko ją pocałował.
- Widzisz? Mi nikt nie odmówi.

____________________________________________________________________

Ja nie mogę, jaka beznadzieja. Nie mam weny i chcę już ferie! Jeszcze tydzień został. :(  A, Ahsoka wyciąga Luksa na zakupy ciuchowe. Taak. Tylko mnie nie zamordujcie za tą sukienkę, nie mogłam się powstrzymać. ;)  Dobra cieszcie się, że coś wyskrobałam. A i jeszcze, jak mogliście zauważyć, pojawiła się zakładka wierszyki i przeróbki, polecam zajrzeć, Madzia wymyśliła kolejną część wiersza.

Dedyk dla:
Magdy

NMBZW!!!