środa, 27 lipca 2016

Rozdział 16

    *music*

    Ahsoka pędziła za swoim byłym (Magda! Bo ci już nigdy nie dam pisać!). Wybraniec kopnął stojący w pobliżu kontener na śmieci, odsłaniając tajne przejście do więzienia od strony północnej. Dziewczyna z niesmakiem spojrzała na brudne i niezbyt przyjemnie pachnące ciasne tunele. Skywalker ruszył przodem, wtapiając się w Moc. Czuł dokładnie, co gdzie się znajduje.
    - Teren czysty. - powiadomił dziewczynę.
    - No coś mi się nie wydaje... - Spojrzała na pokryte śluzem burzące się ściany. - Śmierdzi gorzej niż majtki Wndu.
    - Wąchałaś?!
    Tano zignorowała to pytanie i zanurzyła się w cuchnącej dziurze. Wybraniec prowadził i ostrzegał przed ewentualnym zagrożeniem. Togrutanka większość drogi milczała. Musiała przyznać, że przez te wszystkie dni bez rycerzyka bardzo się za nim stęskniła. Brakowało jej tych sarkastycznych sprzeczek, wyzwisk i wspólnego śmiechu. Tak, miała od tego jeszcze Luksa, ale to nie było to samo. Bonteri był w tych sprawach żałosną kluchą. Ale nie mogła zostawić też Wybrańca. 
    - O czym tam rozmyślasz? - Uśmiechnął się niezałosny w sarkaźmie klusek Skywalker.
    - O niczym.
    - Typowa odpowiedź, Smarku. - spojrzał na nią. Dziewczyna mimo wszystko zobaczyła w jego oczach coś innego, nie tylko chęć do wspólnych przekomarzań. Widziała tęsknotę i cichą (na początku Madzia napisałą vivhą XD) prośbę: wróć. Ale było już za późno...
    - Idź. - ponagliła go. Ahs nie chciała już rozpamiętywać przeszłości. W zakonie Jedi nie zaakceptowaliby jej nawet, gdyby wróciła i stała się perfekcyjną padawanką. Chociaż taką i tak by nie została... miała zbyt buntowniczy charakter. 
   Czas ciągnął się niemiłosiernie. Byli oblepieni mokrym śluzem i piaskiem. Chodzili na czworaka, bo strop był może 70 cm nad podłogą. Marne metr siedemdziesiąt Ahsoki sprawnie mieściło się w dziwnym tunelu. Anakin miał nieco gorzej, piętnaście centymetrów więcej i już jest ciasno.
    - Żyjesz ty tam? - spytał w końcu swoją byłą (hihi).
    - Umarłam i jestem duchem - odparła, przeskakując kolejny marmurowy odłamek ściany. Teraz sklepienie było nieco wyżej, z dwa metry nad nimi. Brnęli przez dziwne, nieruszane od dawna przejście.
    - Też ci się wydaje, że tu jest coraz goręcej? - Kopnął leżący nieopodal kamyk.
    - Hm, no może trochę. Ciekawa jestem... Aaach! - Stopa Tano ześlizgnęła się na mokrej mazi. Dziewczyna upadła.
    Podłoga pod nimi zaczęła się niebezpiecznie trząść. 
    - Wszystko okej? - podał jej rękę.
    - Nie podoba mi się to trzęsienie. - Z sufitu osunął się niebezpiecznie wyglądający głaz. - Jesteś pewien, że to dobra droga? - przeskoczyła kolejną górkę żwiru.
    - Nie. - Z sufitu zaczęły spadać małe kamyczki. 
   - Rusz dupę, Rycerzyku! Bo nas zasypie! - Puścili się pędem przed siebie. Prowadziła ich jedynie Moc ("Moc" z małej litery, po mistrzowsku).  Skręcali na ślepo w dziwne korytarze. Im dalej byli, tym bardziej zmieniało się otoczenie. Zdecydowanie było więcej przestrzeni, a gdzieniegdzie pojawiały się samotne lampy. Było to czasem pomocne, ale raz nieźle ich nastraszyło.
    - Dobra, czekaj chwilę - wysapała młodsza. 
    - Och, nie ma potrzeby by się spieszyć. Proszę, rozgośćcie się, w końcu w tych podziemiach spędzicie resztę życia. - Odpowiedział jej niski, męski głos.

***

    Obi-Wan chował się za starym kontenerem (coś ostatnio te kontenery mnie prześladują), bacznie przyglądając się siedzącym na dachu snajperom. Przeczuwał, że zaraz będzie tutaj niezłe zamieszanie, chociaż nie wiedział z jakiego powodu. Plusem sytuacji było to, że żaden ze strażników nie pobiegł za Anakinem, a teraz szukali jego. Gdyby tylko udało mu się zwrócić ich uwagę na snajperów na dachu...
Nagle jeden z nich wystrzelił prosto w okno pałacu.
    (Niewiele myśląc Kenobi udał się to toi-toi'a...) (MAGDA!!! Żadnych toi-toiów!!!)
    - Oczywiście musieli zwrócić na siebie uwagę w ten sposób - mruknął Obi-wan i wychylił się zza kontenera.
    Snajperzy właśnie pakowali mnóstwo świecących pocisków w okna pałacu. Niewiele myśląc Obi-wan zaczął wspinać się na dach budynku. Po chwili już tam był. Natychmiast włączył miecz świetlny i w stylu Anakina rzucił się na snajperów. Zdezorientowani strzelcy zaczęli obsypywać go gradem pocisków, a Jedi rozpoczął sprawnie bronić się przed atakami, (pisanie z Madzią robi swoje... najpierw napisałam "obraniać"). Zauważył też, że napastnikami byli Arweset Galow i Misertym Kimow. Nie wróżyło to dobrze, znał się przestępcach na tyle, żeby wiedzieć, że nie są na tyle głupi, by bez sensu naparzać w polityków, szczególnie z takiej odległości, z której nie są w stanie wycelować w tego konkretnego. To była jakaś grubsza sprawa, a Kenobi nie chciał wiedzieć jaka. Szybko zbliżył się do przeciwników nadal odbijając strzały i poodcinał lufy blasterów należących do agresorów. Przestępcy spojrzeli po sobie i zaczęli uciekać, jednak Jedi szybko ich złapał i oddał w ręce Onderońskiej policji, która zdążyła wreszcie wczołgać się na dach.
    - Jedno z głowy, teraz trzeba znaleźć Anakina... - powiedział do siebie Jedi i zaczął skakać po szczytach budynków, tak szybko, że strażnicy i cała reszta nie mieli szans dojrzeć dokąd zmierza.

_______________________________________

Ja jeszcze żyję!!!!!!
Magda: No coś mi się nie wydaje, gdyby nie ja to byś tego nie napisała. A i tak to kótkie jak ogon świni. Poza tym chcę oglądać Maracculum! Czy jak to się pisze. Ni wyrywaj mi komputera. Chcę to szybko skończyć i włącz mi moją bajkę!
Po pierwsze: sama mówiłaś, że mam już skończyć, ja bym mogła pisać dalej. I to, że napisałaś więcej to tylko dlatego, że nie chciałaś mi dać kompa.
Po drugie: Miraculum i mi się nie chce tego oglądać. Ja chcę Piraci z Karaibów 3
Po trzecie: to mój komputer i mogę ci go wyrywać ile chcę.

Magda: Daj na koniec tego screena z synonimy.pl
Ok. Ludzie oto jedna z rzeczy, które robimy przy pisaniu rozdziału, oprócz dziwnych zdjęć, słuchania muzyki, itp.

I to to Madzia wyszukiwała
Magda: I na górze tyle pootwieranych kart XDD I ps: odwal się od moich wiadomości w telefonie -_-
Dlaczego? Napisałam tylko dwie...

Dedyk dla:
Vanessy

NMBZW!