sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 7

- I jak było? - Spytała Ventress Barriss, gdy ta wróciła.
- Eee. Ok? - Odpowiedziała Offe.
- Dobra, a teraz mów prawdę.
- A okej to nie jest prawda?
- Nie cała. Mów dokładnie jak było.
- A jak nie będę chciała?
- To wezmę wodę.
- Jakie środki persfazji. Dobra, powiem ci. Jak przyszłam przed senat, do stwierdziłam, że pójdę do sądu i jak byłam przed wejściem, to spotkałam Tarkina mendę jedną. (no musiałam;)) A on mi powiedział, że mnie Jedi wzywali, a nie senat i odesłał mnie do Świątyni. No i tam Jedi mnie w ogóle nie pilnowali, co wydawało się nieco dziwne, po tym co zrobiłam, nawet pod wpływem kogoś i jeszcze sobie wymyślili, że będę przesłuchiwana w sali Rady. No kompletna głupota jak dla mnie. (macie Sithowie, niech już będzie, że Jedi są głupi) Normalnie jakbym miała raport z misji dawać czy coś. No ale im tam odpowiedziałam na pytanie, opowiedziałam o tym głosie, rada wyraziła swoje zdanie. I... powiedzieli, że mogę wrócić do Zakonu.
- Serio?! I wróciłaś?! - Powiedziała dathomirianka, gdy Offe skończyła.
- Nie. Powiedziałam im, że muszę się zastanowić.
- I co? Może mistrz Windu (to też musiałam) ci powiedział. "Ok, czekamy aż się zdecydujesz. Jak coś to wiesz gdzie jest Świątynia." ?!
- Hmmm. To by musiało być ciekawe. Ale nie, po prostu sobie wybiegłam.
- Aha. A oni cię nie próbowali zatrzymać?
- A po? I tak byłabym tylko kolejną nieważną padawanką. Tak w ogóle to jestem ciekawa kto zaproponował pozwolenie mi na powrót. Zapewne mistrzyni Unduli.
- Twoja była? (matko, jak to brzmi XD)
- Mhm.

***

Ahsoka obudziła się bardzo późno. Nareszcie nikt jej nie mówił, kiedy ma wstać i co zrobić. Lux niestety musiał wstać rano, na tą całą polityczną paplaninę bez sensu. Próbował ją nawet budzić, ale tylko oberwał poduszką. Kiedyś życie bez Zakonu wydawało jej się niemożliwe, ale teraz. Nareszcie miała spokój, chociaż brakowało jej Anakina.
- O nie. Nie będziesz teraz wspominać Ahsoka. - Powiedziała do siebie. Wstała z łóżka i poszła się ubrać. Lux znalazł jej jakąś beznadziejną sukienkę, żeby nie musiała chodzić w swoim starym stroju. Westchnęła cicho.
- Jak tylko pan senatorek wróci to wywlekam go kupić sobie coś normalniejszego. - Mruknęła zakładając sukienkę. - Pięknie. Wyglądam jak idiotka. (tak, wszystkim grożę, że zamorduje jak wsadzą Ahsokę w sukienkę, a sama to robię. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie :D)
- Hej! Ahsoka! - Rozległ się głos Luksa.
- Już wróciłeś? Przecież jest dopiero...
- Jakaś 13. Nie mów, że dopiero wstałaś, śpiąca królewno.
- Może tak. A ty nie powinieneś jeszcze załatwiać jakiś spraw bez sensu?
- Jeśli chodzi ci o te negocjacje, to już się skończyły. I czemu bez sensu?
- Bo przecież Onderon i tak praktycznie jest w Republice. To spotkanie to tylko bezsensowne formalności, które mogłyby się odbyć na Courusant.
- Oj tam, narzekasz. Po za tym gdyby nie odbywały się tutaj to byś do mnie nie mogła przylecieć.
- To bym cię dorwała na Courusant senatorku. A skoro masz czas wolny to możesz mi załatwić coś normalnego do ubrania.
- A co? Sukienka ci się nie podoba?
- Oj dobrze wiesz, że nie. Ale najpierw chodź coś zjeść, albo zjem ciebie.
- Nie dasz rady. Za wspaniały jestem.
- A zakład?
- Nie.
- Bo się boisz.
- Ta jasne. Już prędzej o ciebie.
- No fakt. Pewnie nie jesteś za smaczny. Mogłabym dostać niestrawności.
- Nigdy nie odpuścisz, co Ahsoka?
- Nie, nie odpuszczę Lux.
- Ehh. I jak się z tobą kłócić? Chodź coś zjeść. - Westchnął Bonteri poddając się. Skierował się w kierunku ogromnego pomieszczenia, mającego służyć za jadalnie, chociaż, według Ahsoki przypominała raczej ogromną salę treningową, albo balową. Na stole leżało już jedzenie, i to tak wyszukane, i w tak ogromnych ilościach, że Tano nie miała pojęcia kto to w ogóle je. Była przyzwyczajona do zwykłych posiłków Jedi i nie mogła się oprzeć myśli, że niektóre z potraw, można by z powodzeniem wsadzić do katapult i rozwalać droidy. Podczas jedzenia cały czas podśmiewała się z Luksa, który cały czas zmieniał sztućce do danych potraw, przy czym widać było, że je myli i po tym co zdążyła zapamiętać, próbował zjeść zapiekankę (dobra, nie wiem czy tam są, ale trudno) nożem do ciasta. Po 15 minutach siedzenia przy stole nie mogła się opanować i rzuciła w niego kawałkiem jakiegoś dziwnego i twardego mięsa.
- Hej! - Wrzasnął w proteście senator i również rzucił jedzeniem w Ahsokę.
- Wiesz, to jedzenie serio nadaje się do obstrzeliwania droidów. - Powiedziała mu niewinnym tonem Ahsoka.
- Zaproponuj to Armii Republiki.
- Może zaproponuję. A jeśli już skończyłeś, to błagam chodźmy kupić jakieś normalne ciuchy, bo dziwnie się czuję w sukience.
- A muszę iść?
- Tak.
- Czemu? Będę się tylko rzucać w oczy. Ludzie mnie znają, a jeśli będę z tobą chodził to będzie afera na pół galaktyki.
- Nie gadaj. Zresztą mnie też znają. Przypominam, że pomagałam waszej rebelii i podczas egzekucji wyskoczyłam na środek, więc wszyscy mnie widzieli.
- Nie chcę.
- Marudzisz. Mam cię przekonać siłą?
- Nie zrobisz tego. - Odpowiedział togrutance senator. W tym momencie Tano się na niego rzuciła i zaczęła lekko okładać pięściami.
- Teraz pójdziesz? - Zapytała wstając.
- Chyba nie mam wyboru. - Zaśmiał się Bonteri i lekko ją pocałował.
- Widzisz? Mi nikt nie odmówi.

____________________________________________________________________

Ja nie mogę, jaka beznadzieja. Nie mam weny i chcę już ferie! Jeszcze tydzień został. :(  A, Ahsoka wyciąga Luksa na zakupy ciuchowe. Taak. Tylko mnie nie zamordujcie za tą sukienkę, nie mogłam się powstrzymać. ;)  Dobra cieszcie się, że coś wyskrobałam. A i jeszcze, jak mogliście zauważyć, pojawiła się zakładka wierszyki i przeróbki, polecam zajrzeć, Madzia wymyśliła kolejną część wiersza.

Dedyk dla:
Magdy

NMBZW!!!