poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział 21

Darth Sidious podszedł do okna, wpatrując się w nocny krajobraz Couruscant. Rozmyślał o swoim planie. Wszystko szło jak po maśle. Jego wielki plan chylił się ku końcowi, wystarczyło jeszcze pozbyć się kilku osób, a wtedy nic nie stało by na przeszkodzie Wybrańcowi, w jego drodze ku ciemności. Zdobędzie nowego ucznia, a Sithowie zapanują nad galaktyką. Wiedział, że Jedi nie okaże się na tyle silny, by oprzeć się cierpieniu i gniewowi. Co prawda po drodze musiał zabić jeszcze kogoś... ale wolą przeznaczenia było, by Wybrany przeżył jako rycerz mroku, a ten "plan zapasowy" był kompletnie bezsensowny. Ale cóż miał zrobić, taka była wola starożytnych.

***

Medytujący mężczyzna wzdrygnął się lekko. Czuł, że jego przyszły mistrz rozmyśla o przeznaczeniu, które niedługo miał spełnić. Wiedział, że sith w niego wątpi. Wierzył, że Ten, który ma przywrócić rownowagę, tak po prostu przejdzie na Ciemną Stronę, a on sam zwyczajnie zginie. Ale starożytni nie bez powodu Go stworzyli. Tego, który miał zniszczyć Wybrańca.

(Dadadadam, kończymy rozdział XD)
***

- Nie błagam, nie rób tego! - krzyczała Ahsoka do tajemniczej postaci, mordującej Jedi.
- Bo co mi zrobisz dziewczynko? - rzekł morderca odwracając się w stronę togrutanki - Zabijesz mnie? Raczej wątpię - skierował w stronę dziewczyny miecz świetlny, który, o dziwo, był niebieski.
- Więc się przekonaj! - wrzasnęła Tano i skoczyła na sitha. Ku jej zdziwieniu, przeciwnik nie atakował, jedynie odparowywał ciosy.
- Bawi się ze mną, czy co? - pomyślała, po raz kolejny uderzając w błękitną klingę. Nagle zauważyła okazję. Wróg jakby specjalnie odsłonił swoją lewą stronę. Wystarczyło jedno małe cięcie, a straciłby głowę. Jednak nie była w stanie tego zrobić. Nie wiedziała czemu, po prostu nie mogła.
- Wiedziałem - syknął nieprzyjaciel i zaczął atakować z taką siłą, że nawet najwięksi mistrzowie szermierki nie dali by sobie rady. Ahsoka upadła, a jej miecze poleciały w nieokreślonym bliżej kierunku
- Brak ci charyzmy i odwagi. Litość jest dla głupców - mężczyzna zamierzył się na nią i już miał przebić nastolatkę na wylot, gdy pojawiło się niespotykane światło, które odepchnęło napastnika.
- Nie pozwól by tak to się skończyło.  - rozległ się głos, pochodzący ze światłości.
- Kim jesteś? - spytała była Jedi, próbując przedrzeć się wzrokiem przez jasność
- Tobą - zaśmiał się perliście i przez chwilę, Ahsoce wydawało się, że widzi znajomą postać... JĄ. Nagle wszystko wybuchło blaskiem.
Togrutanka obudziła się ciężko dysząc.
- To tylko zły sen, spokojnie - powiedziała sama do siebie próbując się uspokoić. Tak bardzo chciała uwierzyć w te słowa... Ale wiedziała, że to nie jest żaden koszmar. To była wizja tego co miało się wydarzyć... A może nie? TEN głos powiedział, że to nie może się tak skończyć, więc mogła to być tylko jedna z możliwych wersji przyszłości.
- Do diaska, dlaczego zawsze ja muszę pakować się w najgłębsze bagno?! - fuknęła sfrustrowana. Zrobiła to jednak trochę za głośno, bo z sąsiedniego pokoju dobiegł jęki Luksa.
- Kobieto jest wpół do czwartej rano, możesz nie krzyczeć? - poprosił senator zza ściany ziewając - niektórzy tutaj nie mogą do południa siedzieć w łóżku.
- Będę krzyczeć jak mi się będzie podobało, a jak mi się odechce to przestanę - odpowiedziała dziewczyna obracając się na drugi bok. Czemu musiała mieć sypialnie tuż obok Luksa? Oczywiście wywaliła go z pomieszczenia, które na początku sobie zajął, ale chłopak miał do wyboru jeszcze z pięć innych, a wybrał tą najbliżej.
- To nich ci przychodzi ochota na wrzaski jak nikogo nie ma w domu - poprosił Bonteri i po chwili rozległo się jego chrapanie
- Mhm, jasne - mruknęła nastolatka i przymknęła powieki.
 Po dwóch godzinach nieudanych prób zaśnięcia Ahsoka dała sobie spokój i zamiast spać, postanowiła pomedytować. Usiadła na łóżku i skupiła się. Poczuła jak Moc ją otacza. Natychmiast tego pożałowała. Zobaczyła skróconą wersję poprzedniej wizji... I TEN głos. Gwałtownie otworzyła oczy. Pierwszym co zauważyła, była zatroskana twarz Luksa, znajdująca się nieco bliżej niż powinna. Dziewczyna bez skrupułów walnęła chłopaka w twarz.
- Ej! - zaprotestował, łapiąc się za bolący kawałek głowy (sorry, pisane po przedawkowaniu żelków) - Ja się martwię co ci jest, a ty mnie od razu bijesz!
- Co się martwisz, pomedytować nie mogę? - spytała niewzruszona
- Możesz, ale niekoniecznie ponad osiem godzin, albo jeszcze dłużej, bo nie wiem kiedy zaczęłaś - powiedział chłopak siadając koło niej
- Co?! Siedzę tak od ośmiu godzin?! - wykrzyknęła nastolatka. Mogła przysiąc, że minęło tylko kilka minut...
- Mówię, że może trochę dłużej. Musiałaś mieć sporo do myślenia - stwierdził senator
- Podczas medytacji się nie myśli głupku - mruknęła Tano i ponownie walnęła kotleta w głowę, tylko teraz trochę lżej - wyłącza się myślenie i oddaje Mocy... A zresztą nieważne, i tak nic nie zrozumiesz. W każdym razie mam pewien problemik tak jakby.
- Raczysz mi opowiedzieć, o tym problemie, o wielka Jedi, której wywodów na temat Mocy nie rozumiem? - nastolatek uchylił się przed ciosem
- Jak już sam powiedziałeś i tak nic nie rozumiesz modnisiu - wzruszyła ramionami - I błagam daruj sobie argumenty, przez które miałabym z tobą gadać - dodała podnosząc rękę, gdy Lux otwierał buzię
- Emm, no dobra. To zechcesz o tym pogadać? - zapytał Bonteri zaglądając dziewczynie w oczy.
- Żadna wielka filozofia. Po prostu znów muszę uratować świat, tym razem przed jakimś sithem... albo raczej upadłym Jedi - zastanowiła się Ahsoka, opuszczając wzrok. W sumie ta wersja była bardziej prawdopodobna. To Rycerze Pokoju używali niebieskich mieczy.
- Aha. Wiesz co? jednej rzeczy nie rozumiem. Odeszłaś z Zakonu, więc czemu nie możesz mieć spokoju? - spytał senatorek gapiąc się na ścianę
- Nie wiem, może świat się na mnie uwziął? - zasugerowała Soka. Oczywiście wiedziała przez co tak jest. Bo ONA była w niej. Nagle wpadł jej do głowy ostatni kawałek układanki. Oczywiście wymordowywanie Jedi zachwiałoby równowagę, ale jeśli to co miało się zdarzyć mogło ją zniszczyć na tyle, że ONA ingerowała... Była tylko jedna możliwość. Anakin.
- O nie... W co ty się znów wpakowałeś Rycerzyku... - jęknęła była padawanka Wybrańca i zeskoczyła z łóżka.
- Ale, że co się stało? - Krzyknął za nią chłopak, jednak jego wypowiedź trafiła do drzwi łazienki. Po pięciu minutach wyszła, a właściwie wyskoczyła stamtąd na jednej nodze Ahsoka, próbując założyć drugiego buta.
- Mam BARDZO poważny problem, nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę. - Dziewczyna zawiązała sznurówkę i obróciła się w stronę chłopaka - No więc pa - przyciągnęła swoje miecze z szafki nocnej i skeirowała się w stronę drzwi. Chciała ruszyć, ale Bonteri złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie
- Proszę, nie daj się zabić - poprosił cicho i czule pocałował Tano w usta
- Postaram się - obiecała dziewczyna, patrząc mu w oczy, gdy się od siebie oderwali. Po chwili odwróciła się i wybiegła.
_________________________________________________

Hejo.
Ten rozdział powinien pojawić się jakieś... dwa, trzy tygodnie temu, no ale w końcu mi się udało to napisać. Spora część jest pisana na śpiąco, więc pewnie są okropne błędy i powtórzenia, ale nie chce mi się tego poprawiać.
No i Madzia, masz swoją Luksokę. Dziwnie mi to wyszło, ale kij.
A jutro są Mikołajki, a dzisiaj było fajnie (wtajemniczeni wiedzą czemu :D) Po za tym mam jeszcze dwie paczki żelków i jakąś czekoladę, więc może będę miała wenę.
A w następnym rozdziale będzie to na co czekam od dawien dawna! I i tak większość ludzi wie co, ale ciii. Po za tym strasznie głupia brzmi to "ONA" i ja o tym wiem, ale nie chciałam wymieć jeszcze tego imienia, chociaż pewnie i tak się idzie domyślić kto to.

Dedyk dla:
Batgirl

NMBZW!!!