sobota, 24 grudnia 2016

Prolog sezonu 2 (rozdział 23)

Osiem miesięcy minęło od pamiętnej bitwy o Couruscant.
Odkąd Kanclerz Palpatine okazał się zdrajcą.
Odkąd urodziły się bliźniaki, a Anakin Skywalker odszedł z Zakonu Jedi.
Tak wiele zdarzyło się tamtego dnia.

Teraz zdaje się, że wojna nareszcie jest skończona.
Ostatnie odziały Separatystów są pokonywane.
Kanclerz Palpatine jest poszukiwany przez wszystkich łowców nagród  galaktyki.

Ale czy ciemność na pewno jest pokonana?
Czy równowaga już zapanowała?
Czy sithowie czekają już tylko na swój koniec?
Czy zagrali już ostatni akt?

A może ciemność odradza się w cieniu?
Czy pozorny pokój może się naprawdę skończyć?
Czy Republika poradzi sobie bez Anakina Skywalkera i Ahsoki Tano?
 Nikt nie wie co może się zdarzyć...

Ale jedno jest pewne.
Równowaga to nie tylko światło, ale też i cień.

________________________________________

Cześć ludziki!
Oto jest prolog do sezonu drugiego. Jest trochę dziwny i krótki, ale nie chciałam robić takiego typowego, więc tak.
Niedługo powinien się pojawić pierwszy rozdział, tylko muszę mieć czas na dorwanie się do kompa.
W ogóle to nie chciałam tego wstawiać dzisiaj, ale niech będzie, że to taki prezent gwiazdkowy ode mnie.
NMBZW!

One-Shot świąteczny

- W domu Skywalkerów od rana panowała świąteczna atmosfera. Padme siedziała w kuchni, pomagając służkom w przygotowywaniu potraw na wieczór, a Anakin z dziećmi ozdabiali dom. No w gruncie rzeczy to były Jedi odwalał cała robotę i sprzątał potłuczone bombki po bliźniakach. Nauczyli się chodzić i mówić wyjątkowo szybko, nawet jak na dzieci czułe na Moc, ale rozumu im nie przybyło.
- Tato! On mi zablał bompte! Ja ją miałam powiesić! - wrzasnęła Leia, usiłując wyrwać bratu ozdobę
- Nieplawta! Ja miałem! - Luke zaczął uciekać, trzymając w dłoniach czerwoną kulkę – Mamo!
- A takich nie ma dwóch? - spytała senatorka, wyglądając zza drzwi kuchni, jednocześnie mieszając coś w misce
- To im wytłumacz, że są takie same – westchnął zrezygnowany mężczyzna zawieszając łańcuch na świątecznym drzewku
- Ty im wytłumacz. Sam się podjąłeś tego zadnia, to masz – zachichotała Padme i wróciła do garów
- Niby kiedy powiedziałem, ze chcę z tymi diabłami dekorować choinkę? - spytał Anakin powietrze i pobiegł za bliźniakami, które właśnie usiłowały pozabijać się bombką.
Po dziesięciu minutach, kiedy w końcu rodzeństwo doszło do chwilowej zgody rozległ się dzwonek do drzwi.
- Kto to, kto to? - dzieci rzuciły się biegiem w stronę wejścia. Oczywiście były Jedi był tam przed nimi, mimo że nie biegł, na co zareagował zbiorowym jękiem. Skywalker pociągnął za klamkę, a jego oczom ukazała się postać nastoletniej togrutanki
- Ciocia Ahsoka! - pisnęły radośnie dzieciaki i zaczęły przytulać się do nóg dziewczyny
- A ty tu co robisz? Jeszcze nie ma piątej – zdziwił się jej dawny mistrz, ale gestem zaprosił ją do środka
- Twoja żona wezwała wsparcie – zaśmiała się nastolatka biorąc Luka i Leię na ręce – podobno macie mały kryzys bombkowy
- Chciałbym, żeby był mały. Te małe potworki nie mogą się przestać kłócić o to, kto co zawiesi, chociaż i tak prawie nie sięgają do choinki, a większości ozdób jest co najmniej po dwa.
- A wielki Anakin Skywalker nie umie sobie poradzić z własnymi dziećmi – podsumowała ze śmiechem Tano – No dobra brzdące, to co teraz wieszamy?
- Ja to! - krzyknęły równocześnie bliźniaki, wskazując na tę samą ozdobę.
- Widzisz już na czym polega problem? - mężczyzna podniósł z ziemi identyczną kulkę i spróbował podsunąć dzieciom, które właśnie zaczynały się szarpać. Oczywiście nie zwróciły na to najmniejszej uwagi.
- Chyba tak – uśmiechnęła się szeroko Soka – Tylko, że ja jestem od ciebie mądrzejsza – wyrwała kłócącemu się rodzeństwu bombkę – Jeśli się nie pogodzicie, to ja będę wszystko wieszać – zagroziła
- Nieee! - zaprotestowało zgodnie rodzeństwo i wybrali różne ozdoby na dowód
- No i proszę – dziewczyna wzięła na ręce Luka, żeby mógł powiesić swoją bombkę
- Czasami nie wiem, czy mam ci dziękować, czy przed tobą wiać – pokręcił głową Anakin i podsadził Leię
- Wiesz, uczyłam się od najlepszych, więc sam sobie odpowiedz

Po godzinie, kiedy dom Skywalkerów wyglądał jak siedziba Świętego Mikołaja, Ahsoka zmyła się, by przygotować się do kolacji. Po czterdziestu minutach była z powrotem, tym razem w towarzystwie Luksa.
- Wujet! - małe diabełki rzuciły się na Bonteriego z radosnym piskiem. Tano zostawiły w spokoju, więc mogła się swobodnie zwijać ze śmiechu na widok przerażonej miny chłopaka.
- Hej, Ahsoka, Anakin, chodźcie tu, potrzebuję pomocy – krzyknęła Padme z sąsiedniego pokoju. Senator rzucił ostatnie błagalne spojrzenie w kierunku nastolatki, ale ta z uśmiechem pokręciła głową i za byłym mistrzem poszła pomóc kobiecie
Po pięciu minutach w progu pojawiły się Barriss z Ventress, a bliźnięta uciekły do swoich pokojów. Nie wiedzieć czemu bały się wiedźmy, więc dziewczyny miały spokój.
- Cześć, Ventress, cześć Barriss! - Przywitała się z nimi Soka nie wychodząc z salonu
- Poznajesz, że to my, po tym jak ta dzieciarnia ucieka? - spytała Assaj wchodząc do pomieszczenia
- Być może – wyszczerzyła się Tano, układając ostatnie nakrycie na stole – A teraz idźcie powiedzieć tej dzieciarni, że mają szukać pierwszej gwiazdki.
- Jasne – Offe ruszyła do pokoju bliźniaków.
- Tam! - krzyknęli jednocześnie Luke i Leia po kilku minutach
- Tylko bez kłótni! - uprzedzili jednocześnie Padme, Anakin i Ahsoka, kiedy chłopiec otwierał buzię
Przez kilkanaście minut wszyscy składali sobie życzenia, a kiedy mieli zasiadać do stołu, rozległ się dzwonek.
- Kto to? - tym razem to najmłodsi Skywalkerowie byli pierwsi przy drzwiach
- Obi-Wan? - zdziwił się ojciec potworków
– Co ty tu robisz? - kolejne pytani zadała Tano
- W świątyni jest strasznie nudno, więc pomyślałem, że wpadnę do was na chwilkę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – wyjaśnił Jedi
- Oczywiście, że nie. Przy każdym stole jest miejsce dla zbłąkanego wędrowca – uśmiechnęła się ciepło pani domu podchodząc do zgromadzenia
- Wujet? - zapytał Luke, niepewnie patrząc na Kenobiego
- Oczywiście, że tak – powiedziała nieco złośliwie dathomirianka wychylając się zza progu salonu
- Łii! - rodzeństwo radośnie przykleiło się do nóg stejwończyka. Ahsoka zaczęła się śmiać, a po chwili dołączyła do niej reszta.
- Przynajmniej raz to nie ja jestem ofiarą – stwierdził zadowolony Lux
- Ty zawsze będziesz ofiarą – pokazała mu język Soka i wzięła na ręce Leię, która po chwili znalazła się na plecach senatora
- Ja tes ce! - zażądał Luke, obserwując szczęśliwą siostrę. Jego życzenie omal się nie spełniło, ale do akcji wszedł Wybraniec, zabierając swoje dzieci
- Czy ty zawsze musisz być dla niego taka złośliwa? - spytał byłą padawankę
- Mówiłam, że uczyłam się od najlepszych
- To zgadnij od kogo ja się nauczyłem
- No ode mnie na pewno nie – uprzedził Obi-Wan
- Nie, wcale – mruknął pod nosem Skywalker i poprowadził wszystkich do stołu.
Po pół godziny jedzenia, bliźniaki zaczęły rzucać tęskne spojrzenia w stronę choinki, pod którą piętrzył się stos prezentów. Wiedząc to, Anakin pozwolił im porozdzielać wszystkim pakunki. Oczywiście zrobił to specjalnie, gdyż maluchy nie umiały czytać. Po kilku minutach Barriss zlitowała się nad nimi i wybrała paczki, które były dla nich. Maluchy pociągnęły je do swojego pokoju, z zamiarem nie wychodzenia do końca wieczoru. Po chwili zrobiła się mała zadyma, gdyż Ahsoka zrobiła Anakinowi prezent z wmontowaną minibombą z huttcim łajnem. Na szczęście dla niego ładunek, miał za zadanie tylko opryskać mu twarz, a nie cały pokój. Skywalker udał się do łazienki, a jakiś czas potem znikła również Padme. Małżeństwo znalazły Barriss i Ventress. Natychmiast pobiegły z chichotem do salonu i pociągnęły za sobą Sokę, przerywając jej rozmowę z Luksem, który w skutku pobiegł za nimi. Dziewczyny zatrzymały przed wejściem na taras i gestem kazały być cicho. Przy barierce stała para i całowała się.
- No i co to takiego? Nie powinniśmy na to patrzeć, to ich prywatne… - zaczął gadać szeptem Bonteri
- Siedź cicho modnisiu. Ma ktoś aparat? Ja chcę takie zdjęcie oprawione w ramkę – stwierdziła Soka dusząc śmiech
- Niestety nie – Barriss zrobiła smutną minkę
- Ale oni cię tylko całują, ludzie co wam? - szeptał nadal klucha
- No. Od kilku minut. Pod jemiołą – odezwała się wiedźma, wskazując na maleńką roślinkę, wiszącą nad dwójką
- Sama ją tam powiesiłam – mruknęła Tano – w sumie jemioła wisi w całym domu, Anakin tak chciał, na przykład tu też jest – wskazała palcem w górę. Roślinka znajdowała się centralnie nad nią i chłopakiem
- Dobra, my spadamy, może znajdziemy coś, czym da się zrobić im fotkę – uśmiechnęła się znacząco Offe i powlokła za sobą rechoczącą Assaj
- Eee, co? - togrutanka chciała pobiec za nimi, ale senator złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Dziewczyna próbowała mu się wyrwać, ale po chwili przestała.
- Podobno pocałunki pod jemiołą przynoszą parze szczęście – wymamrotał Lux, wpatrzony w roślinę. Po chwili spojrzał dziewczynie w oczy – Wierzysz w to?
- A powinnam? Szczęście jest ty, co udało ci się wypracować. Nie ma czegoś takiego jak kwestia przypadku. Wszystko jest czyjąś wolą – odpowiedziała, również spoglądając chłopakowi w oczy.
- Jak uważasz – objął togrutankę mocniej i pocałował ją. Oddała pocałunek. Pobili chyba rekord Padme i Anakina, którzy na szczęście nie mieli zamiaru jeszcze opuszczać tarasu, a Ventress i Barriss trzymały się z dala.

Matko, jestem z siebie dumna. Wyrobiłam się z tym one-shotem. Już myślałam, że nie dam rady.
W sumie ta końcówka jest bezsensu, ale koniecznie chciałam wsadzić Luksokę pod jemiołę. Więc tak. I w ogóle to wszystko jest bezsensu, ale miałam piękny pomysł, więc to, że się nie mieści w żadnej sferze czasowej, nie jest ważne XD
No i dzisiaj Wigilia, więc Wam życzę przede wszystkim dużo zdrowia, szczęścia, prezentów, spełnienia marzeń i przede wszystkim weny.

Dedyk dla:
wszystkich

NMBZW!
I Wesołych Świąt!