wtorek, 29 marca 2016

Rozdział 14

Ahsoka szła w kierunku nieużywanej już bazy rebelii. Dzięki panu Asdojshujtikowi (nie chce mi się kopiować i wklejać więc pewnie jest źle), nie mogła teraz wkurzać Luksa, tylko musiała łazić przez tą dżunglę. Dobrze, że przynajmniej było na Onderonie miejsce, które znała i mogła się w nim ukryć. Chociaż jak jest się poszukiwanym trzeci raz w tygodniu to znane kryjówki robią się już nudne. Ogarnięta takimi rozmyśleniami przeszła całą drogę do bazy. Na szczęście była ona opuszczona, bo inaczej mogłaby mieć pewne nieprzyjemności. Weszła do opuszczonego budynku dowodzenia. Usiadła na środku i zamknęła oczy. I tak nie miała co robić, a rozmowy z Anakinem nie były takie złe.
- Rycerzyku? Jesteś? - zapytała togrutanka
- Nie ma mnie - odpowiedział przekornie Skywalker
- Super, a ja umarłam, więc możemy pogadać - stwierdziła ciągnąc żart dziewczyna
- Od kiedy chcesz ze mną gadać? - zdziwił się Jedi
- Od kiedyś, a chwilowo nie mam co robić, więc mogę zmarnować kilka minut, żeby zapytać się o reakcję Asdojsutjika (ja nie umiem tego napisać) - powiedziała nastolatka
- Och, jest wkurzony, że cię nie było i Lux miał wytłumaczenie. Ale na sto procent, będzie kazał śledzić senatora Bonteriego, więc się nie wychylaj za bardzo - poprosił Wybraniec
- Jasne. Tylko odnajdę prawdziwego winowajcę i udowodnię, że jestem niewinna, a potem będę grzeczna. No może nie całkiem - odpowiedziała udając ton niewiniątka Ahsoka
- Ahsoka, proszę... - Zzczął Anakin
- I tak dobrze wiesz, że nie odpuszczę, dopóki mnie nie złapią i nie zaciągną przed sąd z porządnymi dowodami. No dobra, dowód teoretycznie mają. Teoretycznie - odrzekła Tano
- A ja nie chcę, żeby coś ci się stało.
- To trafiłeś pod niewłaściwy adres. Będziesz mnie powiadamiał jak się czegoś dowiecie? - Poprosiła togrutanka.
- Ehh. Jesteś niemożliwa. - Westchnął Wybraniec.
- Wiem. To moja największa zaleta. Będziesz?
- Ale ty będziesz na siebie uważać. - Postawił warunek Skywalker.
 - Spróbuję.
- Spróbujesz? No to mnie uspokoiłaś. Jak ja z tobą wytrzymywałem, co?
- Jakoś musiałeś. Czekam na informacje od ciebie. Papa - zakończyła połączenie dziewczyna

***

Anakin westchnął. Zdawał sobie sprawę, że Ahsoka nigdy nie odpuści. Miał tylko nadzieję, że jej nie złapią, bo wtedy by się nie wywinęła. A nie maił zamiaru patrzeć jak ją skazują na śmierć albo... wolał o tym nie myśleć. Nie mógł pozwolić, żeby jego Smarkowi coś się stało. Nie odpuścił by sobie.
- Anaknie? Wszystko w porządku? Jesteś zbyt zamyślony jak na siebie - przerwał rozmyślania Skywalkera, Obi-Wan
- Nie, wszystko w porządku, tylko martwię się o Ahsokę - odpowiedział Wybraniec - A stało się coś?
- Nie, nic. Ale słyszałem jak pan Adojshutjik rozkazuje kilku strażnikom pilnować senatora Boneri.
- Słyszałeś? Chyba chciałeś powiedzieć podsłuchałeś. Ja nie wierzę. Obi-Wan Kenobi podsłuchiwał prawnika. Chyba zapiszę to w kalendarzu - zaśmiał się Skywalker
- Bardzo zabawne Anakinie - mruknął Stejwończyk - Ale może odstaw żarty na bok i zajmijmy się znalezieniem Misertyma Kimowa i Arweseta Galowa, co?
- Jasne mistrzu. Tylko muszę powiedzieć... - zaczął Anakin, ale szybko ugryzł się w język
- Ahsoce? - dokończył za niego Kenobi unosząc lekko brew - Wiesz co się stanie jak ją przyłapią?
- Aż za dobrze. Ale jak sama się weźmie za szukanie dowodów na swoją niewinność to tym razem się nie wywinie. Więc chyba możemy jej trochę pomóc?
- Ehh. Ale kontaktuj się z nią tylko przez Moc, bo na pewno i my nie będziemy puszczani na samowolkę - powiedział Obi-Wan i się odwrócił - A teraz chodźmy. Ci przestępcy nie znajdą się sami z powrotem w więzieniu.
- Jasne, już idę - mruknął Skywalker i szybko wysłał przez Moc wiadomość do Ahsoki: Lux ma obstawę. Idziemy z Obi-Wanem szukać tych bandytów. Jak wrócimy to poinformuję cię czego się dowiedzieliśmy.


***
Postać w kapturze zaśmiała się szyderczo. Wszystko było takie proste. Onderon niedługo będzie znów we władaniu Separatystów, nie żeby planeta była jakoś bardzo dla niego ważna, ale plany Lorda były wielowarstwowe, a uczucia tak łatwo przechodziły z osoby na osobę. Znów się zaśmiał. Jeszcze tylko trochę, a będzie miał władzę nad galaktyką i jeszcze zyska nowego ucznia. Chyba, że Wybraniec nie stanie po jego stronie, a wtedy... no cóż, sithowie i tak wygrają.

***
- Zamach na króla? Tak od razu? - zdziwił się Misertym Kimow
- A proponujesz coś innego? - powiedział gostek w kapturze (spoko, już niedługo będzie miał imię. jeszcze chwila) delikatnie gładząc rękojeść swojego miecza świetlnego
- Nie, panie - odpowiedział zbir kuląc się. Nie miał zamiaru sprawdzać co jest w stanie zrobić Sarx (a mówiłam, że będzie jego imię)
- Cudownie. A teraz może przedstawię wam plan ataku...

***
- Genialnie, po prostu genialnie - pomyślał Lux kręcąc się po swoim pokoju - Jestem tu uziemiony i nie mogę się spotkać z Ahsoką, bo za oknem mam strażników. Lepiej być nie mogło - westchnął - Żeby ona chociaż była bezpieczna.
- Senatorze Bonteri! - zawołał głos jednej z pokojówek - Ma pan gości!
- Już idę! - wrzasnął kotlet i wyszedł z pokoju. - Zapewne jakiś posłaniec Adojshutjika - pomyślał schodząc ze schodów.
- Dobry wieczór, senatorze Bonteri - Powiedział, ku ogromnemu zdziwieniu modnisi, Obi-Wan. Za nim stał Anakin
- Dobry wieczór mistrzowie Jedi - odpowiedział senator - Co was do mnie sprowadza?
- Zbiegli przestępcy. Postanowiliśmy zacząć poszukiwania u ciebie, ponieważ podejrzana Ahsoka Tano przebywała u ciebie - wyjaśnił Skywalker, specjalnie mówiąc przesadnie głośno
- W takim razie wejdźcie do środka - zaprosił Bonteri i szepnął do Wybrańca - Po co tak wrzeszczysz? Cały Onderon ma nas usłyszeć?
- Onderon nie, ale ci strażnicy tak - odszepnął Skywalker - a właśnie, wokół twojego domu jest  pięciu strażników, którzy mają cię śledzić.
- Zorientowałem się - mruknął do niego Lux i gestem zaprosił gości do stołu (nie trzystu metrowego jak u Madzi :D) - Więc co chcielibyście wiedzieć?

_______________________________________________

Dobra, myślę, że to stosowny moment, żeby przerwać, bo nie będę miała pomysłu co napisać w następnym rozdziale. No ale, się cieszcie bo jest w końcu rozdział! Miał być w zeszłym tygodniu, ale jak Kelly z Vanessą odnalazły Wenę, to musiałam iść na drogę krzyżową i wtedy skubana zwiała. :D No ale ją znalazłam. Mam wenę i chyba zaraz idę pisać rozdział na drugiego bloga, więc jest pewna szansa, że jutro się pojawi. A jak nie jutro to powinien w tym tygodniu. No chyba, że się będę uczyć, ale nie wiem... tak, za tydzień testy, mam jeszcze dwa konkursy, ale będę pisać rozdział zamiast się uczyć. XD No dobra pouczę się trochę... chociaż ja się wciąż uczę... taa, bo czytanie książek Ricka Riordana to jest nauka mitologii greckiej... no może. A mi się nie chce czytać Parandowskiego! No trudno, będę musiała. Ja już nawet Muz i rzek nie pamiętam. Ehh, dobra miałam szybko kończyć, a gadam o tym jak się uczę. Cała ja, zawsze nie na temat. ;)
Dedyk dla:
Vanessy i Kelly, bo znalazły moją Wenę.

NMBZW!