piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział 27 (epilog 2 sezonu i koniec)

Czwórka ex Jedi ostrożnie posuwała się przez złomowisko. Mimo przeczuć Ahsoki i Skywalkera nie zauważyli żadnych stworzeń, co tylko przysparzało im zmartwień. W końcu Moc nigdy się nie myli.
- Dlaczego mam wrażenie że włazimy prosto w pułapkę? - prychnęła Ventress
- Bo nie czujemy czegoś, co czują Soka i Anakin i na dodatek to coś nas nie atakuje chociaż powinno? I dlatego że to teren Palpatina a on prawie wszystko jest w stanie zaplanować? I może jeszcze przez to że leziemy przez jakieś cmentarzysko statków, które przybyły przed nami? - odpowiedziała sucho (hehe Suho. Rozumie ktoś tak? Sucho Suho? *zero podniesionych rąk na sali* Dobra nieważne) Bariss. Nikt nie miał zbytnio ochoty na sarkastyczne uwagi. Byli za bardzo zaniepokojeni brakiem jakiejkolwiek akcji i ataku. Po za tym to że wchodzili prosto w środek pułapki, niczym wróble pakujące się pod kosz, bo jest tam kilka ziarenek, było zbyt oczywiste. Tyle że ich ziarnami była chęć pokonania kogoś, kto może zawładnąć galaktyką. Gdy pokonali mniej więcej dwie trzecie trasy, Tano idąca na przedzie nagle przystanęła.
- Wiedzieliście to? Ten cień o tam? - wskazała ręką na znajdujący się najbliżej nich.
- Nie – odpowiedziała zgodnie pozostała trójka, kręcąc głowami.
- Może ci się coś przywidziało? - Zasugerowała Assaj
- Niemożliwe. Jestem stuprocentowo pewna że coś widziałam – pokręciła głową togrutanka – Ale nieważne. Po prostu chodźmy dalej, zanim zwariuję z nerwów.
Przeszli w niespokojnym milczeniu pozostałą część trasy, w ostatniej chwili kryjąc się za ostatnią przed metalową bramą maszyną. Wrota właśnie zaczynały się uchylać, by stojący przed nimi mini oddział składający się z kilkunastu dziwnych stworzeń mógł wejść.
- Co to za rasa? - Zmarszczyła brwi Offe wyglądając zza ich barykady.
- Żadna którą bym znał – mruknął Anakin
- Czy tylko ja nie wyczuwam ich w Mocy? - zapytała dathomirianka.
- Ja też nie – pokręciła głową milirianka – To pewnie to co wy wyczuwaliście. Ciekawi mnie tylko dlaczego my ich nie czujemy? W końcu tu są. Mają jakieś prywatne zakłócenia czy coś?
- Być może. Albo to sprawka Sidiusa – mruknął Skywalker obserwując uważnie kawał ruszającego się metalu.
- Myślisz, że byłby w stanie zrobić coś takiego? Ukryć w Mocy całą rasę? - Spytała z niedowierzaniem Ahsoka.
- Być może. Kto wie co potrafi. Ale nad tym będziemy się zastanawiać później. Teraz musimy iść, bo nie wiem za ile ta brama otworzy się jeszcze raz – nie czekając na resztę mężczyzna pochylając się ruszył w stronę zamykających się ogromnych drzwi, a reszta za nim. W ostatniej chwili przeszli przez wejście, a tam czekała ich niezbyt przyjemna, lecz mimo wszystko spodziewana niespodzianka. Czyli pułapka.
- Jaki mamy plan? - spytała Ahs zapalając miecz
- Nie dać się zabić, wykończyć wszystkich, a potem dorwać Palpatina i wrócić do domu na obiad – zakpił odrobinę Anakin, również uruchamiając broń
- Czyli standard – podsumowała Assaj i zapalając miecz, który prawdopodobnie musiała zabrać kiedy walczyli z Sidiusem na Couruscant, skoczyła na dziwne istoty, które też zdążyły już dobyć… właściwie nikt nie wiedział co to było, lecz nikt nie miał czasu na zastanawianie się czym jest oręże przeciwników, wyglądające jak sztywny, ostry jak brzytwa… wąż.
- Ej! To nie było fair! - krzyknęła Ahs ledwo uchylając się przed najprawdopodobniej trucizną, którą wypluło to dziwne coś będące uzbrojeniem przeciwnika, którego akurat przecięła na pół – to pluje jadem!
- I żyje! - zauważyła Barriss, robiąc unik przed pseudo wężem, który postanowił zamienić się w bicz - Bo dlaczego nie? Przecież miażdżąca przewaga liczebna wrogów to za mała przeszkoda dla czwórki ex-Jedi. Lepiej postawić ich naprzeciw nieznanej rasy z żywą bronią, która pluje jadem – pomyślała dziewczyna włączając swoje ostrze. Też zabrała broń, którą walczyła z sithem w stolicy Republiki. W końcu nikt się nie dopominał o jej zwrot.
- To nie ma sensu! Nie pokonamy wszystkich! - wrzasnął Skywalker wyskakując w powietrze i robiąc salto – Musimy przedostać się do Palpatina! - wylądował na ugiętych nogach przecinając jednego z wrogów i jego rynsztunek jednocześnie, przy czym omal nie stracił równowagi, gdyż jak się okazało wężopodobne coś stawiało większy opór niż ktokolwiek by przypuszczał, nawet mieczowi świetlnemu – To zdecydowanie nie ma sensu! Zignorujcie ich na ile się da i idziemy dalej! - przedstawił plan wciąż walcząc
- Tam jest kolejna brama! I chyba widzę pulpit otwierający! - wrzasnęła Ventress wybijając się w górę, by zrobić podwójne salto przy okazji przecinając dwójkę dziwnych istot z ich broniami – spróbuję ruszyć te drzwi! Będziemy mogli zostawić ich za sobą!
Nie dostała odpowiedzi, jednak mając nadzieję, że reszta żyje i słyszała jej komunikat w kilku susach, nie odwracając się, znalazła się przy konsoli, po drodze przepoławiając jeszcze kilka stworzeń. Mechanizm nie wyglądał na skomplikowany, jednak posiadał hasło, którego dathomirianka nie znała.
- A niech cię piorun (Chennie oppa, wołają cię! Dobra już nic nie mówię XD) trafi dziadzie jeden – wymamrotała do siebie. Zastanawiając się nad możliwymi kombinacjami, nie wyczuła że w jej strone kieruje się wężny (ja wiem, że takie słowo nie istnieje. Ale słowotwórstwo na levelu hard jest super) bicz. Na szczęście W ostatniej chwili zauważyła go Offe i przecięła bat na pół.
- Pośpiesz się! - wrzasnęła przez ramię do wiedźmy, która nawet nie zauważyła, że ledwo uniknęła śmierci – Osłaniam cię!
- Mhm – odmruknęła tylko dziewczyna intensywnie myśląc nad opcjami dostania się za metalową bramę bez wpisywania hasła. W normalnych warunkach wystarczyłoby pewnie rozerwać odpowiedni kabelek, albo stopić pulpit, ale nie w tej wersji. Doskonale ją znała i reszta grupy powinna jej dziękować, ze to, że pierwsza dostała się do blatu i że była niegdyś sithanką. Ten rodzaj zabezpieczeń został wymyślony praktycznie na jej oczach i w momencie kiedy zwykłe drzwi otworzyłyby się na wskutek zwarcia, te zamykały się podwójnie i nie było najmniejszej mowy o otworzeniu ich bez woli właściciela. Były perfekcyjne. Nagle zrobiło jej się wstyd, że kiedyś była z nich dumna. Była dumna z tego jak się zachowywała,a teraz mogła jedynie żałować tej przeszłości. Ale nie mogła przywrócić tych wszystkich żyć które zakończyła. Nie mogła naprawić miast, które zdobyła i zniszczyła. Potrząsnęła głową. To nie był czas na filozoficzne refleksje o błędach przeszłości. Teraz ona i jej przyjaciele mogli w każdej chwili zginąć. Chociaż przeszła jej przez głowę myśl czy wybrańcy tacy jak Ahsoka i Anakin mogą zginąć…
- Wybraniec! Ten system był zrobiony, by nawet wybraniec nie mógł przez niego przejść! - wklepała szybko odpowiednie literki i kliknęła największy przycisk, służący do otwierania, modląc się do Mocy by to było to. Przez sekundę nic się nie działo i to było dla dathomirianki jak wieki tortur. A potem nagle brama zaczęła się uchylać.
- Już! Szybko, właźcie! - Przebiegła przez wyrwę, która zdążyła się już utworzyć i dopadła do pulpitu znajdującego się po drugiej stronie. Kiedy tylko pozostała trójka znalazła się za progiem szybko zamknęła bramę.
- Uff. Mało brakowało – westchnęła Tano ocierając pot z twarzy. Na szczęście nie była poważnie ranna, tak jak reszta, jednak wszyscy mieli po kilka drobnych zadrapań, które mogły okazać się później problemem, zwłaszcza jeżeli były zatrute. Po za tym byli już zmęczeni, a to miał być tylko pierwszy etap ich wzywania.
- To nie będzie koniec prawda? - spytała milirianka oddychając cięko – mimo wszystko to było za proste
- Błagam cię, nie kracz… - zaczęła togrutanka, jednak przerwała w pół zdania, przez obraz który właśnie pojawił się przed jej oczami
- No i wykrakała – podsumował Anakin, ustawiając się w obronnej pozycji. Naprzeciw nich znajdował się spory oddział łowców nagród i dziwnych istot, które wyglądały na jeszcze groźniejsze, niż te, które zostały za kawałem metalu.
- Ile ten dziad ma tych wojsk – westchnęła Assaj, również przybierając postawę defensywną
- Zapewniam cię, że więcej, niż jesteście w stanie pokonać wy i całe wojska Republiki – odezwał się głos, przesiąknięty mrokiem – a staną się niepokonane, kiedy na ich czele stanie Wybraniec.
- W twoich snach – warknął wspomniany mężczyzna i rzucił się do ataku, a trzy dziewczyny razem z nim.
Ta bitwa okazała się być jeszcze trudniejsza niż poprzednia. Co prawda przeciwników było mniej, ale byli dużo lepiej wyszkoleni i nie dawali się tak po prostu przeciąć na pół. Do tego łowcy mieli różne nieprzyjemne sztuczki pochowane gdzie się dało, na przykład maszynowe działko gdzieś na tyle formacji, plecaki odrzutowe, czy odporne na miecze świetlne pałki i inne.
Mimo trudności Anakin nie skupiał się wcale na walce. Jedyne o czym myślał to znaleźć Palpatina i go zabić. I przy okazji dowiedzieć się co planował, i to powstrzymać. To był jego obowiązek. Przynieść galaktyce pokój i zapewnić równowagę Mocy. Odbił kolejny pocisk i uniknął ciosu, nawet nie wiedząc co robi. Dawał się pokierować przenikającej go Sile. Lecz dzięki oddaniu się jej wyczuł znajdujący się wszędzie mrok, który zbliżał się do niego. I poczuł też wielkie źródło światła, które z każdą sekundą stawało się jaśniejsze. Odwrócił głowę w tamtym kierunku i zobaczył Ahsokę, która wyglądała jak w transie, tańcząc taniec śmierci i zabijając kolejnych wrogów. Jednak pozostałej dwójce nie szło tak dobrze. Offe i Ventress stały plecami do siebie i mimo usilnych starań mogły się jedynie bronić.W tym momencie znów odezwał się z niezidentyfikowanego miejsca głos.
- Widzisz, ze to nie ma sensu, młody Skywalkerze. W końcu przegracie. To twój wybór jak szybko i czy wszyscy zginiecie. Możecie ocaleć. Umrzeć musi tylko to… to światło. Jest nieznośne. Reszta może przeżyć
- Nie zabijesz mi uczennicy! Mogę cię zapewnić że jedynym który tu zginie będziesz ty! - krzyknął Wybraniec z furią przebijając kolejnego przeciwnika. Odpowiedział mu tylko mroczny śmiech.
W tym samym czasie Tano również nie skupiając się na walce, widziała praktycznie tylko ciemność, która przenikała wszystkich ich nieprzyjaciół, ciągnąc się praktycznie wszędzie, z wyjątkiem dwóch słabych, przebijających się przez czarną mgłę iskierek, którymi były Barriss i Assaj; słupa światła, mieniącym się wszystkimi kolorami, którym najprawdopodobniej był Anakin i terenem wokół niej. Widziała bijące z niej samej światło, które tworzyło coś w rodzaju bariery chroniącej przed ciemnością. Nagle na granicy podświadomości usłyszała wypowiedź Sidiusa i odpowiedź swojego ex nauczyciela i w tym momencie mroczny dym jakbym zagęścił się wokół obecności w Mocy Wybrańca.
- Nie, mistrzu, błagam nie… - wymamrotała pod nosem, jednak mężczyzna nie mógł tego usłyszeć, zbytnio skupiając się na swoim gniewie.
-Tak, młody Skywalkerze, tak. Uwolnij wściekłość. Poddaj się ciemnej stronie. To twoje przeznaczenie! - gderał głos i słysząc go każdy mógłby sobie wyobrazić jak jego właściciel zaciera ręce.
- Nigdy! - odwrzasnął mężczyzna, jednak Ahs czuła że mrok wokół niego cały czas gęstnieje.
- I tak zrobisz to prędzej czy później. Zbytnio przywiązujesz się do bliskich – zaśmiał się szyderczo sith
W tym momencie łowcy i inne cosie po prostu przestały atakować i rozstąpiły się, by z cienia mogła wyjść zakapturzona postać.
- Powiem ci jedno, młody Skywalkerze. Albo poddasz się już teraz i będziesz patrzył jak one umierają – machnął ręką i kilka stworzeń złapało miliriankę i wiedźmę – a następnie cała twoje rodzina, aż w końcu się złamiesz, albo umrze tylko ona – znów ruszył dłonią i stworzenia złapały Ahsokę, wyrywając ją z dziwnego transu – i cała twoja rodzina ocaleje. Wszyscy bliscy. Chcesz skazać ich na śmierć?
- Nie słuchaj go! - wrzasnęła Tano szarpiąc się
- My nic nie znaczymy! A tobie nic nie zrobi! - dołączyła się Barriss
- Och, tyle wiemy – zaśmiał się Sidius – Ale jestem pewien, że żona i dzieci znaczą dla niego już dużo więcej
- Nie zrobisz im nic – wycedził przez zęby Anakin patrząc na ex kanclerza spode łba – są bezpieczni na Couruscant
- Ale Couruscant nie jest bezpieczne – odpowiedział szyderczym tonem sith – Moje wojska są już w drodze do stolicy i mogą zaatakować w ciągu kilkunastu najbliższych minut. I to ty będziesz miał na sumieniu osoby które niepotrzebnie zginą.
Wokół Wybrańca ciemność stała się jeszcze czarniejsza.
- Nie – rozległ się mocny głos, wychodzący z gardła Tano, jednak nienależący do niej. Córka znów przez nią przemówiła – Nikt nie będzie ginął. Nie dopóki mam tu coś do powiedzenia – odepchnęła mocą cały oddział Palpatina na ściany, zapaliła swoje miecze i skoczyła na Sidiusa, a mrok wokół Anakina zaczął rzednąć pod wpływem jej światła. Milirianka i Dathomirianka, których jakimś cudem nie zmiotło, patrzyły na scenę walki przed ich oczami z rozdziawionymi buziami. Dawny kanclerz jakimś cudem odbił cios togrutanki, jednak zachwiał się pod jego siłą, co dziewczyna natychmiast wykorzystała i zaczęła atakować z każdej możliwej strony. Dzięki Córce była tancerzem przynoszącym zniszczenie i śmierć. Obracała się, przeskakiwała i zadawała ciosy, zmuszając Palpatina do jedynie defensywnej walki. Po chwili Anakin otrząsnął się i rzucił na pomoc dawnej padawance. Jednak w tym momencie wszystko poszło nie tak. Sidius najwyraźniej lepiej radząc sobie w walce z dwoma Jedi niż z jednym, zaczął atakować, korzystając, że Wybraniec i Tano nie są już tak zgrani jaki kiedyś. Dodatkowo Assaj odkryła, że zarówno ona jak i Barriss nieźle oberwały od wężowych mieczy i teraz ledwo stały. Nagle rozległ się okrzyk bólu togrutanki, która próbując zadać sithowi ostateczny cios oberwała w rękę. Wkurzony Anakin zadał mu kolejny cios z góry, wymierzony w głowę. Nie sądził że coś on da, jednak jakimś cudem Palpatine zrobił unik zbyt późno i ostrze poważnie przypaliło mu prawy bark, tak że wypuścił swoją broń.
- To koniec. - wycedził zwycięzca – powiedz co zrobiłeś, a może zabiorę cię na uczciwy proces na Couruscant.
- Żeby zabił mnie ktoś inny? - spytał Sidius cały czas utrzymując szyderczy ton – chyba podziękuję. Po za tym zanim dotrzecie na Couruscant, zostaną z niego gruzy i cmentarzysko.
Sith ostatkiem sił wywrzeszczał rozkaz w dziwnym języku, na który wszystkie stworzenia z dziwnej rasy skoczyły na równe nogi i zaczęły się niebezpiecznie zbliżać. Jeden z nich podszedł do konsoli otwierającej drzwi i wklikał tam kilka przycisków, przez co brama nagle została zabezpieczona dodatkowym metalem, a cała sala zaczęła się trząść. Następnie stworzenia skierowały swoje plujace jadem miecze najpierw przeciwko łowcom głów, a potem przeciw sobie i nagle w jaskini żywa została tylko czwórka ex Jedi i sith.
- Teraz zginę. Ale wy i republika razem ze mną – zaśmiał się szyderczo ostatni raz, a Anakin przeszył go mieczem. Wybraniec wypełnił swoje przeznaczenie, jednak nie czuł ulgi. Nie mógł pozwolić trzem niewinnym dziewczynom umrzeć, a do tego jego dzieci nie mogły przecież żyć bez ojca. Jednak nic nie było z nimi. Togrutanka leżała na ziemi trzymając się za ramię, Assaj i Barriss widział jedynie spoczywające na ziemi sylwetki i wiedział ze jeszcze żyją tylko dzięki Mocy. Anakin podszedł do Ahs i przeraził się. Dziewczyna była dużo bladsza niż zwykle a do tego miała zadrapanie na głowoogonie, co w najlepszym wypadku mogło się skończyć niepełnosprawnością, a jej oczy nadal świeciły. Doczołgały się do nich Ventress i Offe, pokryte zielonkawymi rankami.
- Zawiadom republikę – wymamrotała weidźma drżącym głosem, wskazując palcem na konsolę do drzwi – Tam jest nadajnik. Nie da się go tak po prostu popsuć. Zrób to.
- Mężczyzna podbiegł do pulpitu i faktycznie był tam działający komunikator. Nadał szybko wiadomość na Couruscant, do Rady Jedi, modląc się by jeszcze był czas i po chwili namysłu napisał jeszcze wiadomość do Padme.
Sala trzęsła się już tak bardzo, że z sufitu zaczęły spadać kamyczki.
Skywalker wrócił powoli do dziewczyn. Nagle Tano podniosła się i głosem Córki wyszeptała:
- Spełniłam zadanie – po czym światło w jej oczach zgasło, lecz tym razem dziewczyna zdołała utrzymać pozycję siedzącą i już po swojemu spytała
- To koniec prawda?
- Nie możemy tak myśleć, damy radę, już nie takie rzeczy przeżywaliśmy... – zaczął uspokajać Skywalker
- Nie oszukuj nas, wszyscy umieramy – przerwała mu Ventress – może poza tobą, ale to nie ma znaczenia, bo sufit właśnie się na nas zawala.
- Właśnie, lepiej się z tym pogódźmy – dodała słabo milirianka
- Nigdy nie sądziłam, że umrę tak szybko – zaśmiała się Ahsoka z absurdu tej sytuacji – i że nie zdążę powiedzieć Luksowi ostatni raz że jest idiotą i kotletem… i że go kocham.
- A ja że już nigdy więcej nie zobaczę moich dzieci i żony. Wiesz jak teraz się czuję? - wymamrotał Skywalker.
- Tak jak my wszyscy – odpowiedziała Ahsoka i wyciągnęła ręce by wszystkich objąć. Zamknęli się w grupowym uścisku i w tym momencie sufit zawalił się i na nich spadł. I to był koniec czwórki, która ocaliła galaktykę.

***
Dziesięć lat później 

Dziś mijała kolejna rocznica ocalenia galaktyki przed sithami, rocznica śmierci ostatniego z nich, rocznica ocalenia Couruscant przed najazdem armii nieznanej rasy, którego nie można byłoby odeprzeć gdyby nie ostrzeżenie wysłane przez wielkiego bohatera Ale to nie było do konca radosne Swięto. Bowiem byta to też rocznic śmierci czwórki wspaniałych Jedi, którzy nie byli wcale Jedi. Rocznica śmierci nawróconej sithanki, Jedi, która miała własny gtos, wcielenia Córki jasnej strony Mocy i Wybrańca... Mimo wszystko na to ogólnorepublikańskie święto organizowano wszelkiego rodzaju parady i inne tego typu rzeczy, jednak kilka osób świetowało je w szczególny sposób. Ci których najbliżsi uratowali świat, zostawiając ich, nie wychodzili na ulice w kolorowych korowodach wspominającychbohaterów. Bowiem świat znał ich tylko ich osiągnięć a ich bliscy z tego jacy byli naprawdę. Tak więc żona i dzieci które mimo nalegań Rady nie wystapiły do Zakonu Jedi wielkiego Anakina Skywalkera, jego dawny mistrz, a także Lux Bonteri miłość Ahsoki Tano spotykali się I razem co roku opłakiwali tych których świat miał za kolejne dusze poświęcone dla większego dobra, a oni za cafy Swiat. Jak co roku odczytali milion razy ostatnią wiadomość Anakina napisaną do Padme,o treści "Kocham cię. Kocham nasze dzieci. Kocham was wszystkich, a teraz prawdopodobnie zginę, ale pamiętajcie o tym, że zawsze was kochałem i będę kochać i że robię to dla was. Jak co roku opowiadali sobie zabawne historie z życia bohaterów. I tak właśnie sobie radzili.

___________________
Hejka!
Dzisiaj jest druga rocznica tego bloga, a to jego koniec. Nie chciałam zakańczać tej historii, ponieważ naprawdę ja lubię, ale nie oszukujmy się początek był dość słaby, a ja zmieniłam się przez te dwa lata naprawdę mocno. Mimo wszytko nadal kocham tą historię, a ona wcale nie miała się tak skończyć, więc nie wykluczam że napiszę ją od nowa i gdzieś opublikuję.
Chciałabym teraz podziękować wszytkim którzy to czytali, którzy pomagali mi to pisać (tak Magda szczególnie tobie <3). Dziękuję za każde miłe słowo, za każdą konstruktywną krytykę.
Dziękuję za te dwa piękne lata.

Niech Moc będzie z Wami na zawsze!!!! 

niedziela, 17 września 2017

Rozdział 26

 Kilka minut przed szóstą Ahsoka stała na płycie wyznaczonego przez Ventress lądowiska, czekając na resztę grupy.
- Czy oni się zawsze wszyscy muszą spóźniać? - westchnęła wznosząc głowę do góry.
- Odezwała się zawsze punktualna – powiedział Anakin pojawiając się w polu widzenia dziewczyny – poza tym zostały trzy minuty.
- Wow, jesteś tu. Szczerze mówiąc nie sądziłam że naprawdę polecisz z nami – togrutanka skinęła mu głową na powitanie, przypominając sobie ich wczorajszą krótką rozmowę przez komunikator, w której Skywalker oświadczył że leci z nimi.
- Jak za starych dobrych czasów, co?
- Trochę
- Lepiej – wtrąciła się pewna dathomirianka, która znikąd pojawiła się obok nich – teraz nie ma tabunu upierdliwych Jedi i klonów, a za to jest drużyna marzeń.
- Której część właśnie spóźniła się na wyznaczoną przez siebie godzinę – uśmiechnęła się Soka machając do Barriss która w przeciwieństwie do pewnej widźmy nie wyskoczyła jak klaun z pudełka tylko szybki krokiem zbliżała się do nich.
- Ej, jest równo szósta. Nie jesteśmy za późno – próbowała bronić się czarownica
- Błagam nie zaczynajcie się teraz kłócić o punktualność bo do wieczora nie wylecimy – poprosiła Offe znając zwyczaje tej dwójki
- Popieram prośbę – wtrącił się jedyny mężczyzna w towarzystwie
- Niech wam będzie – westchnęły jednocześnie Tano i Ventress
- Super. Więc idziemy – milirianka odwróciła się i ruszyła w stronę niedużego ale widocznie nowego i nietaniego statku
- Nawet nie chcę wiedzieć skąd wy to wytrzasnęłyście – wymamrotała Ahsoka, wchodząc na pokład
- Ja też – Anakin z uznaniem przyglądał się wnętrzu pojazdu
- Oj wasze małe, słodkie główki mogą być spokojne, nikogo nie zabiłyśmy ani nic nie ukradłyśmy. Tylko pozbawiłyśmy sporej ilości gotówki ludzi którzy byli zbyt pewni swoich umiejętności oszukiwania w karty i inne takie – odezwała się dathomirianka przelotnie klepiąc Ahs po głowie i szybko kierując się na fotel pierwszego pilota.
- Same oszukując przy okazji? - spytała togrutanka szybko siadając obok wiedźmy
- Ejejejejej a ja? Spadaj Smarku – Skywalker stanął przy dziewczynach
- Sam spadaj – wytknęła mu język Assaj – tam masz miejsce – machnęła ręką w stronę ostatniego wolnego miejsca w kokpicie, ponieważ jedno zdążyła już cicho zająć Barriss. Mężczyzna jednak zignorował wiedźmę i oparł się o fotel swojej ex padawanki wiercąc w niej dziury wzrokiem
- Słyszałeś gospodarza rycerzyku. Bądź grzeczny i usiądź – uśmiechnęła się słodko Tano, po czym odwróciła się i zaczęła klikać guziki razem z Ventress. Zrezygnowany i delikatnie fochnięty Anakin usiadł na pustym siedzeniu.
Po kilku sekundach silniki zaczęły pracować, a statek oderwał się od ziemi.

***

- Wyruszyli? No w końcu, już zaczynałem się niecierpliwić – odezwał się władczy głos i rozłączył się z hologramem łowcy nagród którego nazwiska nawet nie znał. Po co miałby orientować się w swoich szpiegach kiedy miał tak wspaniałą armię która i tak likwidowała jego donosicieli jeden po drugim kiedy tylko dostarczyli jakiejś przydatnej informacji. W końcu nie mógł pozwolić by wiedzieli za dużo. To mogłoby prowadzić do wielu… niedogodności. A przecież nie chciał alarmować Republiki zbyt szybko.

***

- Uwaga zaraz wychodzimy z nadprzestrzeni! - krzyknęła dathomirianka pociągając za odpowiednią dźwignię, przez co statek gwałtownie zwolnił a błękitny tunel wokół statku zamienił się w zwyczajną przestrzeń kosmiczną z czerwoną planetą centralnie przed nimi.
- Ładne mi zaraz – mruknęła Ahsoka przerzucając szybko jakie guziczki
- Przecież widzisz co się dzieje. Bez pretensji proszę – odpowiedziała jej wiedźma
- Więc po co mówisz na głos, skoro i tak muszę sama sprawdzać wszystko
- Bo mogę
- A może skończycie się kłócić i skupicie się na wylądowaniu w jednym kawałku? - przerwał im Anakin
- A ty się nie wtrącaj – powiedziały pilotki jednocześnie, odwracając się w jego stronę, po czym wróciły do kontrolowania zbliżania statku do Mustafar.

Po dziesięciu minutach maszyna osiadła na gorącym gruncie, a wesoła gromadka wyszła na zewnątrz od pierwszego kroku przeklinając gorąco, duchotę, pyły kałuże magmy i inne takie. No raczej to Assaj narzekała, a reszta w ciszy słuchała jej gadania.
- … przysięgam że jeżeli ta przeklęta planeta to ślepy trop to coś komuś zrobię naprawdę, kto by chciał tu siedzieć…
- A może właśnie dlatego Palpatine wybrał to miejsce na swoją bazę co? - Odezwała się pierwszy raz od dawna Barriss – Nikt tu nie chce przebywać, łatwo o wypadek, nie jest trudno się też ukryć. To dość logiczne. Po za tym nie musisz zamęczać nas swoim gadaniem bo prawie wdepnęłaś w lawę.
Po tej wypowiedzi czarownica zamilkła, a grupa w milczeniu skupiała się na omijaniu plam stopionej skały. Nie musieli dyskutować na temat kierunku, wszyscy mieli to samo przeczucie, które kierowało ich naprzód. Po kolejnych kilkunastu minutach Skywalker nagle przystanął, a kiedy dziewczyny podniosły wzrok by zobaczyć co go zatrzymało, aż odebrało im oddech. Co prawda wszyscy wiedzieli że na Mustafar przyleciało mnóstwo łowców i nikt nie wrócił, ale nie spodziewali się takiego widoku. To było cmentarzysko na pół stopionych statków, a za nim majaczyło ogromne wejście do prawdopodobnie jaskini, jednak ciężko było stwierdzić z powodu ogromnej metalowej ściany która zajmowała całą dziurę.
- Jak widać Palpatine się raczej nie kryje – prychnął Anakin
- Cóż to nadal niezamieszkana część planety, ale jakim cudem Senat nie wie o tym czymś?! - zapytała Offe rozglądając się wielkimi oczami
- Nie mam pojęcia, ale wyczuwam tam pełno dziwnych istot, które na sto procent nie są z żadnej znanej nam rasy – wymamrotała Ahsoka
- Ja nie czuję nic poza mnóstwem ciemnej strony – Ventress spojrzała dziwnie na Sokę
- Ja też – wtrąciła Barriss – Anakin? - odwróciła się w jego stronę
- Nie wiem dlaczego tego nie czujecie, ale tam faktycznie jest coś dziwnego
- To nie fair to na pewno przez to wasze wybrańcowanie i tak dalej – powiedziała dathomirianka robiąc teatralnie obrażoną minę
- Zapewne. A teraz czas zacząć zabawę – uśmiechnęła się pod nosem togrutanka i zaczęła powoli iść w stronę groty.

_____________________________________________

Hej wszystkim, którzy to czytają! (czyli pewnie nikomu ale cii)
W końcu wena do mnie przyszła, łał. Muzyka pomaga. I siedzenie samemu w domu. I cukier. Tak.
I w sumie to  napisałam ten rozdział już tydzień temu ale tak wyszło, że wstawiam dopiero teraz. Ups.

Dedyk dla:
Magdy

NMBZW

piątek, 13 stycznia 2017

Rozdział 25

 - Mam cię zabić, czy zabić? - spytała zamiast powitania Ahsoka, gdy tylko Lux przekroczył próg apartamentu
- A z jakiej to znowu okazji? Moja trumna w końcu dotarła? - uśmiechnął się chłopak i nie zważając na mordercze spojrzenie dziewczyny usiadł na kanapie – a zapomniałem. Przecież ona jest tu już dawno, w tajnej skrytce pod twoją szafą.
- Strasznie śmieszne, paplo przebrzydła
- Co, że ja paplą niby jestem? - Bonteri zrobił teatralnie zdziwioną minę
- Nie, oczywiście, ze nie – głos Soki ociekał sarkazmem
- No właśnie – wyszczerzył się jak idiota. Albo to była naturalna cecha w pakiecie z jego głupotą. Czasem ciężko było rozróżnić czy to naturalny idiotyzm, czy zgrywanie się
- Więc nie masz zielonego pojęcia skąd wziął się tutaj Anakin dzisiaj? - prychnęła togrutanka nadal zabijając go wzrokiem
- Nie? I przestań tak na mnie patrzeć bo się zawstydzę – trzeba było przyznać temu kluskowi, że ostatnio coraz lepiej radził sobie w przekomarzaniach i kłótniach. Ale przecież nikt nie pokona w tym Ahsoki Tano.
- Weź już daj sobie spokój, naprawdę musisz rozmawiać o moim życiu z każdą napotkaną osobą? - mruknęła dawna Jedi zaprzestając uśmiercania wszystkiego wokół wzrokiem.
- Nie rozmawiam o twoim życiu z każdym. Tylko z większością ludzi – uśmiechnął się kretyńsko kotlet, ale po chwili spoważniał – Po prostu się o ciebie martwię ok?
- Gadasz jak Anakin – westchnęła nastolatka gwałtownie opadając na oparcie kanapy - Czemu nie mogę mieć prostego i łatwego życia, bez sithów, wojny, nadopiekuńczego ex mistrza i wnerwiającego chłopaka.
- Bo wtedy nie byłabyś sobą Soka. Świat, ludzie, których spotykamy, czasy – one nas kształtują. I musimy z tym żyć – zaczął filozofować Lux, obejmując dziewczynę ramieniem
- Gadasz jak mistrz Yoda tylko bez przestawiania słów – uśmiechnęła się pod nosem dawna Jedi wtulając się w niego
- Przestawiać słowa zacząć mogę również – zaśmiał się Bonteri. Złapał jej podbródek w dwa palce i unisł do góry. Spojrzał jej głęboko w oczy i na chwilę się zawiesił
- Lepiej nie. Nie jestem pewna czy galaktyka by to zniosła – zaśmiała się togrutanka przywracając senatora do rzeczywistości
- Jasne. A teraz zmykaj i idź się szykować na tą waszą misję, wyprawę, poszukiwania, czy jak to tam chcecie nazywać. Już. Sio – cmoknął ją w usta i wstał z kanapy
- Nie powiedziałam że się gdzieś wybieram – również nastolatka się podniosła
- A ktoś cię tu pyta o zdanie? Bo ja nie – wytknął jej język i momentalnie poczuł na swoim ramieniu pięść dziewczyny. Aua – A tak na serio to cię znam. Od początku miałaś zamiar pojechać. Wyrwać się stąd. Jesteś Jedi i działanie jest w twojej naturze, nawet jeżeli teoretycznie nie powinno być. Nie nadajesz się do spokojnego życia moja droga
- Teraz to zaczynam się ciebie bać – Soka teatralnie odsunęła się od kotletowego senatora – kim ty jesteś i co zrobiłeś z Luksem? On w życiu by nie powiedział względnie mądrej rzeczy – teraz to ona dostała w ramię. Oczywiście prawie nic nie poczuła.
- Zdziwiłabyś się. Jestem bardzo mądry. Mama kazała mi chodzić na filozofię i parę innych dziwnych rzeczy
- Tylko nic z tego nie pamiętasz, bo twój orzeszkowy mózg nie jest w stanie ogarnąć nic poza kotletami – wcięła mu cię togrutanka
- Dobra koniec rozmowy, bo papierkowa robota się sama nie zrobi – powiedział Bonteri podnosząc ręce w górę na znak poddania się. Ahsoka Tano miała jak na razie pozostać mistrzem wyzwisk
- Hmm… - teatralnie podrapała się po brodzie udając zamyśloną togrutanka – Tym razem niech ci będzie.
- No. A teraz zmykaj, i zachowuj się cicho jak byś miała się kłócić o coś z Barriss i Ventress, bo mam naprawdę ważne dokumenty do uzupełnienia, ok? - pocałował dziewczynę delikatnie senator i popchnął ją w stronę jej pokoju, a sam odwrócił się i ruszył w kierunku swojego biura psychicznie przygotowując się na stertę bezsensownych dokumentów, którymi musiał się dodatkowo zajmować z okazji pokonania Palpatina, zakończenia wojny i tak dalej.

***

Dathomirianka i milirianka były właśnie w trakcie sprzeczania się o kolejną bezsensowną głupotę (BFF forever XD) gdy zapikał komunikator Assaj. Po chwili ukazał się hologram siedzącej Ahsoki.
- Cześć wam – machnęła im na przywitanie
- Hej? - odmachała jej Barriss
- W końcu mózg ci wrócił? - zapytała wiedźma nie zawracając sobie głowy powitaniami
- Nie wiem jak z twoim, ale mój cały czas był na swoim miejscu – odpowiedziała grzecznie Tano mistrzyni ripost forever
- Nie sądzę – mruknęła pod nosem, a togrutanka puściła to mimo uszu – Zdecydowałaś się? Polecisz z nami?
- A mam wybór? Sama nas w to wplątałam – wzruszyła ramionami dawna Jedi
- Wiesz, teoretycznie, gdyby nie to „wplątanie” to galaktyka byłaby pod władzą sithów, więc… - zaczęła Offe, ale przerwała widząc spojrzenie czarownicy – już jestem cicho.
- Więc jutro wylatujemy i tak dalej, o 6.00 na lądowisku na 154 poziomie (nie mam pojęcia, czy takie coś w ogóle istnieje, bo nie chce mi się sprawdzać lądowisk na Coruscant i tak dalej, ale ciiii). Jakieś obiektywne sugestie co do tego gdzie lecimy, czy po prostu tam gdzie wszyscy? - Była sithanka oparła się o ścianę i zaczęła przyglądać swoim paznokciom.
- Co to znaczy tam gdzie wszyscy? - spytała Ahsoka bawiąc się palcami. Oczywiście wiedziała. Jej chłopak był senatorem, znała wszystkie informacje o podziemiu zanim jeszcze dowiadywały się jej przyjaciółki. Widząc jej oczywistą minę siostra nocy spojrzała na sufit i westchnęła:
- Przynajniej na Mustafar jest ciepło…
- I bardzo mnie to urządza – mrukneła Tano – Oby trop tam tylko się zaczynał i prowadził gdzieś dalej. Nie uśmiecha mi się życie wśród lawy - i zakończyła połączenie, zanim Barriss zdążyła dodać, że przecież nie spędzą tam wieczności.

***

- Padmeee – mruknął Anakin przytulając od tyłu swoją żonę stojącą przy kołyskach dzieci
- Tak? - odwróciła się do niego senatorka
- Czy byłabyś bardzo zła, gdybym jednak zostawił dzieci z opiekunką na czas nieokreślony? - Skywalker przymknął oczy przygotowując się na wybuch bomby atomowej, jednak ten ku jego zdziwieniu nie nastąpił
- Chcesz polecieć z Ahsoką i resztą gromadki na poszukiwanie Palpatina? - domyśliła się dawna królowa patrząc na męża smutnym wzrokiem
- Tak jakby. Wciąż czuję się odpowiedzialny za Sokę, poza tym od początku to mnie chciał Sidius i…
- Wiem – przerwała mu wywód kobieta – i podejrzewałam, że będziesz chciał z nią polecieć. Moja matka przyjedzie za dwa dni, by zająć się dziećmi. - uśmiechnęła się posępnie
- Dziękuję – mężczyzna pocałował małżonkę w usta i chciał się odwrócić, ale złapała go za nadgarstek.
- Wróć żywy, dobrze? I dopilnuj żeby reszta też przeżyła. Obiecaj – oczy Padme mogły przekonać byłego Jedi do złożenia nawet najpotężniejszej możliwej przysięgi
- Obiecuję. Wróce do ciebie i do dzieci. I Ahsoka też. I Barriss i Ventress – odwrócił się i poszedł do sypialni przygotować się do drogi. I przede wszystkim wyciągnąć swój miecz, który chwała Mocy mistrz Yoda mu zostawił.


_______________________________________________

Hejo wszystkim! Długo mnie tu nie było, ale w końcu powracam!
I chyba naczytałam się za dużo fanfików o Malecu. I jeszcze za dużo gapiłam się koleżance przez ramię. Bo to jakieś dziwne jest. No ale życie.
Ogłaszam, że nic tak nie dodaje weny jak konwenty. Serio. W poniedziałek miałam taką wenę, że mnie prawie rozsadziło, a nie miałam jak pisać. Smuteczek. No ale najadłam się dzisiaj żelków i wykrzesałam jej resztki co mi nie uciekły.
No a za 22 dni Piraci! A za 32 Shadowhunters 2b! :P
No i oczywiście za 200 ileś Ostatni Jedi, nie chce mis ie sprawdzać ile dokładnie :P

I poza tym dzisiaj Dzień Gwiezdnych Wojen, który już się kończy, ale nie moja wina, że wena przychodzi o dziwnych godzinach.

Dedyk dla:
Czarnego Kruka

NMBZW!!! I

 Znalezione obrazy dla zapytania may the 4 be with you