czwartek, 8 grudnia 2016

Rozdział 22 (epilog sezonu pierwszego)

Anakin nie mógł usiedzieć w Sali Rady. To niesprawiedliwe, że mistrz Windu kazał zostać mu w Świątyni, gdy sam poszedł aresztować, lub - co było bardziej prawdopodobny - zabić Kanclerza. To przecież on sam odkrył, że Palpatine jest sithem, a teraz musiał siedzieć i czekać. W dodatku Padme mogła umrzeć, a polityk twierdził, że wie jak ją uratować. Wybraniec podszedł do okna, patrząc się w kierunku apartamentu Amidali. Warknął z bezradności. Tak strasznie bał się o ukochaną... zrobiłby dla niej wszystko.
- Nawet zdradził przyjaciół? - zapytał cichutki głosik w jego głowie - Zostałbyś sithem i zniszczył swoją rodzinę, bo Padme może umrzeć? 
Nie. Ten głos z mózgu miał rację. Nie zrobiłby tego, znalazłby inne wyjście...
- Na pewno? - szept nie dawał mu spokoju
- Zamknij się - mruknął Skywalker, waląc się w czoło. Jego umysł już się nie odezwał, przynajmniej na razie, ale zamiast tego zaczęły go męczyć okropne przeczucia... 
 Po kolejnej minucie gapienia się w miasto Jedi nie wytrzymał. Wybiegł z pomieszczenia i skierował się w stronę lądowiska. Musiał zobaczyć co dzieje się w gabinecie Kanclerza.
   Mężczyzna wyskoczył ze swojego statku i praktycznie przeleciał przez główny korytarz. Jego przeczucia nasiliły się. Czuł, że stanie się coś strasznego... i powiązanego z Ciemną Stroną. To nie była dobra wiadomość. Wpadając do windy wyczuł śmierć Jedi znajdującego się w budynku. Pędząc w stronę drzwi do biura Palpatina zobaczył osuwającego się na ziemię mistrza Tiina. Wparował do pokoju chwytając miecz świetlny, by pomóc Windu, lecz stało się coś niewiarygodnego... Czarnoskóry uklęknął przed mendą (#te synonimy XD).
- Mój czas nadszedł mistrzu - odezwał się już-nie-całkiem rycerz pokoju, pochylając głowę
- To zależy jedynie od wyboru Wybrańca - odparł chłodno Sidious. Spojrzał w stronę Anakina - Co wybierzesz młody Skywalkerze? Dołączenie do mnie i uratowanie Padme, czy śmierć twoją i wszystkich twoich bliskich?
- Nigdy nie przejdę na Ciemną Stronę - odpowiedział Wybrany, a z jego głosu biła odwaga (o mamciu co to za określenie XD ale nich już jest, bo nie wiem, jak to napisać).
- Więc zginiesz - syknął nowy sith i zrywając się z klęczek, zaatakował z furią.


***

Ahsoka leciała ścigaczem Luksa łamiąc prawdopodobnie wszystkie możliwe przepisy. Choć przy tym co mogło się stać, parę mandatów wydawało się niczym.
- Czy ta kupa złomu nie może ruszać się szybciej? - mruknęła waląc w kierownicę pojazdu. Oczywiście nie był on kupą złomu, tylko jednym z najnowocześniejszych istniejących modeli, ale Tano zdawało się, że jej środek transportu wlecze się jak stary frachtowiec, którym lecieli z Anakinem podczas misji uratowania syna Jabby. Po ciągnących się w nieskończoność dwóch minutach togrutanka wylądowała przed senatem. Statek jej ex mistrza już tam stał. Miała właśnie wbiec do budynku, gdy usłyszała znajomy głos.
- Ej, ty! Nigdzie się bez nas nie ruszasz! - to Ventress krzyczała, galopując razem z Barriss przez lądowisko.
- Co wy tu robicie?! Myślałam, że macie moje przeczucia za głupotę, którą zajmą się Jedi - zdziwiła się najmłodsza dziewczyna
- Przemyślałyśmy to co powiedziałaś i po tym jak nas zaczęły męczyć wizje do kompletu, to stwierdziłyśmy, że nie puścimy cię samej - wyjaśniła Offe
- Wizje były o tym jak umierasz przez swoją głupotę - dodała niepotrzebnie Assaj - To co, idziemy uratować świat?
- Nie macie broni - przypomniała jej sceptycznie szesnastolatka
- No i co? Możemy użyć Mocy, po za tym miecz świetlny to nie wszystko - wiedźma wzruszyła ramionami
 - Trzymajcie się z tyłu i pilnujcie moich pleców. I bez gadania -Dodała widząc, że reszta zamierza protestować - To coś co muszę zrobić przede wszystkim ja. Ale mam też przeczucie, że również odegracie dużą rolę. - po tych słowach Ahsoka odwróciła się i ruszyła w stronę gmachu, a obydwie kobiety tuż za nią.
Tano biegnąc zauważyła przez otwarte drzwi biura Kanclerza walkę, co najmniej wyglądającą dziwnie. Mistrz Windu przypierał jej dawnego mentora do ściany, przy czym Anakin nie wyglądał na opętanego przez Ciemną Stronę.
- Oby nie było za późno - szepnęła sięgając po swoją broń, ukrytą w rękawach. Jednak, gdy wpadła do gabinetu, nie była w stanie zaatakować. Sytuacja ją przerosła.
- Nie jest za późno. Możesz przejść na naszą stronę - syczał Palpatine w stronę Skywalkra, przyglądając się jak jego nowy uczeń przypiera Jedi do ściany - wyzwól swój gniew, swoje przywiązanie. W ten sposób nie uratujesz Padme, a jedynie zginiesz
- Że o co chodzi? - miała ochotę powiedzieć togrutanka. Nie miała pojęcia o co chodziło z senator Amidalą. Z resztą wolała na razie nie wnikać. Faktem jednak było, że Wybraniec się powoli łamał. Nastolatka czuła, jak do jego duszy wkrada się mrok...
- Nie! Nie słuchaj go - chciała krzyknąć, lecz nie mogła wydobyć żadnego dźwięku z gardła. Coś w jej głowie mówiło, ze nic już nie może zrobić, że wybór należy jedynie do mężczyzny. Osunęła się na kolana, czując na sobie zdziwione spojrzenia swoich towarzyszek.
- Nie możesz się teraz poddać - JEJ głos rozbrzmiał w uszach dziewczyny - NIE MOŻESZ.
 W ciało szesnastolatki wstąpiła nowa siła.
- Nie rób tego Anakinie. Nie niszcz własnego przeznaczenia. - Jej głos był mocny i wyraźny. I brzmiał jak JEJ. Jak głos Córki (tak moi drodzy to jest ten moment w którym dowiadujecie się kim jest ONA. I mówiłam ci to Meg).

 Skywalker spuścił na chwilę z oczu wykrzywioną w gniewie twarz mistrza Windu i spojrzał w kierunku z którego dochodziły słowa, każące mu się nie poddać złu. Musiał prawie natychmiast odwrócić wzrok, gdyż z tamtego punktu bił niespotykany blask. Jednak zdawało mu się, że w świetle widzi sylwetkę pewnej togrutanki... i jeszcze kogoś. Kobiety stojącej... w dziewczynie? Raczej na odwrót.
- Nie daj się. - znów rozległo się zdanie wsparcia
- Dołącz do mnie Anakinie. Inaczej zginiesz - nadal próbował rozsiać mrok Palpatine.
- Nigdy - powiedział stanowczo Wybraniec, czując jak wypełnia go nowa siła. Jednak zanim zdążył zrobić cokolwiek poczuł żar miecza świetlnego przy skórze.
- To już koniec - zdążył pomyśleć i zamknął oczy. To jednak nie on miał przywrócić równowagę. On zginie teraz. Ale śmierć nie nadeszła. Uchylił powieki i zobaczył zielony miecz powstrzymujący fioletowe i czerwone ostrze naraz. Twarz osoby broniącej mężczyzny była wykrzywiona z wysiłku.
- Ona długo nie wytrzyma - uświadomiła sobie Skywalker i oprzytomniał. Włączył swoją broń i skierował ją na jeden z wrogich promieni. Zaczął zadawać i parować ciosy, spierając się w morderczym tańcu z samym darthem Sidiousem.
 Po kilku minutach walki do ich pojedynku spróbowała wplątać się Ventress z mieczem mistrza Kolara, jednak nie była w stanie nadążyć za szybkością uderzeń. Zdążył zarejestrować, że Barriss nie była w stanie pomóc Ahsoce. Po kolejnych kilku chwilach Skywalker zdał sobie sprawię, że wygrywa. Jeszcze tylko trochę... Zadał kolejne dźgnięcie i zranił swojego przeciwnika w ramię. Wynik walki był przesądzony, jednak ciemny lord stchórzył. Uciekł z szybkością błyskawicy. Windu również próbował, jednak nie miał tyle szczęścia. Oberwał od togrutanki w stopę i nie mógł biec. Wybraniec podbiegł do niego i miał zacząć atakować przeciwnika ex padawanki, lub zacząć zadawać mu pytania, jednak ten nagle opuścił miecz i został przebity na wylot zieloną i niebieską klingą.
- Nie mogłem nie wypełnić przeznaczenia - wycharczał umierający dawny mistrz Jedi - starożytni sithowie nie stworzyli mnie bez niego. Jeśli ja umieram, ty kiedyś będziesz po naszej stronie - spojrzał na Anakina
- Dlatego ja jeszcze żyję. Żeby Wybraniec utrzymywał równowagę, a nie poddawał się którejś ze stron - odpowiedziała Tano głosem córki, a potem po raz drugi tego dni osunęła się na ziemię, a właściwie w ramiona swojego ex mistrza.
- Ja nic nie chcę mówić, ale chyba Palpatine wam zwiał - mruknęła Assaj wyciągając miecz z ciała Windu
- Może jeszcze nie - dodała Offe wyłączając swój
- No to go gońmy - mruknęła togrutanka stając o własnych siłach
- Jednak zwiał - powiedział mężczyzna patrząc na oddalający się jego ścigacz. W środku siedział lord sith.
- Czyli wracamy do domu - podsumowała szesnastolatka uśmiechając się niemrawo
- Raczej wątpię. Po tym co tu się wydarzyło senat i Rada Jedi nie dadzą nam spokoju przez następne dziesięć lat - sprostował bardzo optymistycznie Jedi
- Super - jęknęły trzy dziewczyny z minami męczenników. Dwudziestodwulatek dołączył do nich.

***


W tym czasie senator Amidala w przyśpieszonym terminie rodziła swoje dzieci. Okazało się, że to bliźniaki.
- Luke i Leia - uśmiechnęła się kobieta biorąc na ręce dwójkę noworodków. Nagle zapikał jej komunikator. Odebrała połączenie.
- Kochanie dziś nie wrócę do domu, mieliśmy okropną akcję, Rada mnie nie wypuści z Sali przez następny tydzień, a potem i tak nie będę miał pewnie spokoju... Przerwał widząc bobasy leżące na rękach Amidali - ...To...
- Luke i Leia - powiedziała Padme uśmiechając się
- To może się jednak wyrwę na trochę... - zamyślił się Skywalker. I podjął decyzję - Do zobaczenia. Kocham cię.
- Ja ciebie też - szepnęła jego żona i przerwała połączenie.


***

Anakin szedł w stronę sal medytacyjnych, a konkretnie tej, w której wyczuwał obecność pewnego zielonego gnoma...
- Wejdź Skywalkerze młody, wejdź - odezwał się goblin jeszcze zanim Jedi zapukał
- Mistrzu Yoda, muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. - zaczął Wybraniec siadając na wolnej pufie
- Nie wątpię w to ja. Inaczej ciebie tu byłoby nie. Lecz zanim powiesz coś, myśl. Wielkich rzeczy dokonałeś dziś i niejasno myśleć możesz - uprzedził wiekowy mistrz
- Tego jestem pewien - zapewnił młodszy Jedi
- Mów zatem.
- Ja... - mężczyzna wziął głęboki oddech - Mam swoje inne życie. Ukrywałem je, starałem się je pogodzić z byciem Jedi, ale dziś... stało się coś niezwykłego. I wiem, że nie mogę dłużej tak żyć, ukrywając się. Chcę odejść z Zakonu Jedi.
- Hmm - stary ufok (dzięki za fajne słowo Nataly) zasępił się wyraźnie - podejrzewałem ja to. Sądzić ja jednak, że ty tak szybko odchodzić nie. Szanuję jednak twoją decyzję ja.
- Dziękuję mistrzu Yoda - były Jedi chciał odpiąć swój miecz od pasa, jednak gnom pokręcił głową
- Broń zatrzymaj. Przeczucie ja mam, że potrzebna będzie ci.
- Tak mistrzu. - Wybraniec ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia. Za drzwiami czekała na niego niespodzianka w postaci dawnej uczennicy.
- Daj sobie spokój z niepotrzebnym gadaniem i powiedz dlaczego to zrobiłeś. Wszystko słyszałam - uprzedziła go dziewczyna, gdy otwierał buzię
- Ehh. Mam żonę i dzieci. Pasuje ci? - mruknął dwudziestodwulatek i ruszył w stronę wyjścia ze Świątyni. Ku jego zdziwieniu Ahsoka, zamiast nawijać jak to możliwe i czemu jej nie powiedział, walnęła się dłonią w czoło.
- To dlatego Palpatine kusił cię wizją ocalenia Padme. Bo jest twoją żoną. Pewnie miałeś wizję jej śmierci. Ale to by się stało, gdybyś przeszedł na Ciemną Stronę, tak jak z moją wizją i jak z wizjami Assaj i Barriss. - zaczęła dedukować Tano - Bo to Padme jest twoją żoną tak? Jak długo? No gadaj coś!
- To mi daj dojść do głosu - uśmiechnął się Wybraniec - Tak, to Padme jest moją żoną, Pobraliśmy się kilka dni po rozpoczęciu wojny.
- No i wszystko jasne.
- I co? Nie masz żadnych pytań, czemu ci nic nie powiedziałem, żadnych pretensji?
- Gdybyś zapytał mnie kilka miesięcy temu miałabym ogromne pretensje, ale teraz... chyba cię rozumiem. - odpowiedziała ex padawanka, gdy wychodzili ze Świątyni
- Ty i zrozumienie ludzi w dziwnych sytuacjach? Co z tobą jest nie tak dziewczyno? - spytał mężczyzna. Po chwili wyłapał jednak jej spojrzenie, skierowane w stronę ścigacza stojącego kilkanaście metrów dalej - No i wszystko jasne - uśmiechnął się nieco kpiąco.
- A idź - szesnastolatka ruszyła w stronę pojazdu. Za kierownicą siedział oczywiście Lux Bonteri.
- Przeżyłaś - stwierdził senator
- Jak widać. A teraz łaskawie złaź z miejsca kierowcy - Jej oczy ewidentnie zdradzały, że wolałaby, żeby ta rozmowa wyglądała inaczej, jednak z powodu obecności pewnego nieco wkurzającego faceta tak być nie mogło.
- Nie ma mowy. Dostałaś dzisiaj ze dwadzieścia mandatów. Masz szlaban na prowadzenie ścigaczy.
- Kiedy zdołałaś zarobić tyle wykroczeń? - zaśmiał się Skywalker
- Jak leciałam ratować ci tyłek - nastolatka pokazała mu język i łaskawie usiadła na miejscu pasażera.
- Oj dobra, dobra. Nie narzekam przecież. Aczkolwiek myślałem, że w Świątyni uczą jeszcze przestrzegać przepisów - pod morderczym spojrzeniem togrutanki odwrócił się i szybko odszedł. Oglądając się przez ramię zauważył jeszcze szeptaną rozmowę pary i ich pocałunek. Odwrócił wzrok.
- No to czas zacząć nowe życie - Powiedział do siebie Anakin, wchodząc do swojego pojazdu. skierował go na drogę do domu Padme.
__________________________________________________
Oto jest epilog do pierwszego sezonu i wiem, że jest strasznie długi, ale chciałam, żeby te wszystkie wydarzenia były w jednym rozdziale, więc tak. Drugi sezon się pojawi, ale być może dopiero w nowym roku. Po za tym mam dla was taką piękną historyjkę:

Dawno, dawno temu, a dokładnie w zeszłym roku, była sobie dziewczynka, która skończyła właśnie oglądać TCW. Bardzo ciekawa dalszych losów Ahsoki zaczęła czytać blogi o jej dalszych losach, a w jej nienormalnej główce zaczęła się kształtować jej własna historia. 8 grudnia 2015r. założyła bloga i zaczęła publikować swoją twórczość.

Tak ludziki, to już rok, odkąd piszę tego bloga. Ktoś uwierzy? Bo ja nie.
W każdym razie chciałam podziękować wszystkim tym, którzy czytali i czytają tego bloga, oraz tym, którzy mnie wspierali i cały czas wspierają. Bez was ten blog nie był by taki jaki jest. Nie chcę nikogo jakoś specjalnie wyróżniać, bo było was naprawdę sporo, ale są osoby, które mają szczególny wpływ na tego bloga, czyli
Madzia <3 moja kochana siostrzyczka, która cały czas mi pomaga, dodaje mi weny i przynosi żelki.
Sue która była moją pierwszą czytelniczką, i która cały czas to czyta i mnie krytykuje, co bardzo pomaga (mam nadzieję, że teraz jest troszkę lepiej sitku)
Jest też mnóstwo inny osób, które czytały i czytają i było was na tyle dużo, że nie chce mi się wypisywać wszystkich imion ;)
W każdym razie wszystkim wam ogromnie
DZIĘKUJĘ
NMBZW!!!!!