sobota, 31 grudnia 2016

Rozdział 24

- Ostatni raz mówię nie! - wydarła się Ahsoka kręcąc się bez sensu po pokoju – nie pojadę z wmi szukać Palpatina, nie i koniec. Same jedźcie.
- Ahsoka, wczoraj znaleźli trupy kolejnych łowców… - zaczęła Ventress siedząc spokojnie na kanapie - Dzisiaj wyruszyli kolejni. Już nawet część elity podziemia zaczęła poszukiwania.
- Ale nikt nie dojdzie do celu. Głupi łowcy lecący na kasę nie są w stanie znaleźć sitha. A Jedi nie chcą wysłać nikogo – dodała Barriss stojąca pod oknem. Jej wtrącenie się było nowością. Zazyczaj przy takich rozmowach to Assaj i Tano na przemian rozmawiały i wrzeszczały na siebie, a potem odchodziły.
- Jedi są zajęci zawieraniem pokoju i tępieniem resztek Separatystów, którzy nie chcieli się poddać – mruknęła togrutanka, choć wiedziała, że nie ma to sensu. Ta dyskusja zawsze wyglądała tak samo. Dathomirianka i Milirianka dostarczały jej kolejnych newsów, a ona powtarzała, że Rycerze Pokoju i Senat są bardzo zajęci, ale niedługo wszystkim się zajmą. W końcu chociaż ostatnie informacje z półświatka były nieco niepokojące, to przecież nikt się nie spodziewał, że darth Sidious da się łatwo złapać. Jednak tym razem dziewczyna wyprowadziła swoimi słowami wiedźmę z równowagi.
- Dobrze wiesz, że to tylko wymówka. Zakon jest zajęci zbieraniem się po zdradzie Windu i odejściu Skywalkera. Senat liczy, że łowcy głów albo sami złapią Palpatina, ginąc przy tym w sporej ilości; albo swoimi trupami przetrą drogę dla Armii Republiki i Jedi, którzy wejdą na koniec jako tryumfatorzy. Ale nie uda im się to. Barriss ma rację, łowcy nie mają szans w starciu z sithem, który prawdopodobnie znowu coś knuje. Tylko Jedi mają szanse go znaleźć i przy tym nie zginąć. My może nie jesteśmy już Jedi, ale nimi byłyśmy. Dodatkowo jesteśmy osobiście zamieszane w to całe bagno. My dałyśmy uciec Palpatinowi. Więc to my musimy go znaleźć – wyrzuciła z siebie była sithanka podrywając się na nogi. Rzuciła nastolatce wyzywające spojrzenie, jednak zanim ta zdążyła odpowiedzieć rozległ się głos.
- Ma rację – Anakin siedział na otwartym oknie. Tano ledwo go poznała. Bez szat Zakonu wyglądał jak ktoś inny. Obok stała Offe ze spojrzeniem mówiącym coś pomiędzy „No co?”, a „Sorki”
- Ty, zgadzasz się z nią? - Ahsoka pokazała na nich palcami, a potem pokręciła głową – Co ty tu w ogóle robisz?
- Padme kazała mi z tobą pogadać, bo podobno senator Bonteri jej mówił, że ty mówiłaś, że te dwie – wskazał na Ventress i Offe – próbują cię namówić na szukanie Palpatina. No więc jestem – rozłożył ręce – i choć sam w to nie wierzę, zgadzam się z nią
- Zabiję tego paplę – wymamrotała Ahsoka, spoglądając na sufit
- Nie żeby mi to przeszkadzało, ale on się o ciebie martwi. Wszyscy dobrze wiemy, że nie nadajesz się na nic nie robiącą dziewczynę senatora – mężczyzna zeskoczył z parapetu i podszedł do ex padawanki
- Odezwał się Wybraniec, chwilowo robiący za niańkę – prychnęła dziewczyna
- Wspaniała rozmowa, ale może byś przestał gadać bez sensu, bo na nią nic nie działa. Uwierz próbowałyśmy już na wszystkie sposoby ruszyć ją z tego domu. Ale od dłuższego czasu nie wychyliła nawet nosa za próg – westchnęła Assaj teatralnie opadając na sofę. Togrutanka chciała zaprotestować, ale łowczyni miała rację. Nie wyszła z apartamentu Luksa od bardzo, bardzo dawna. Nie miała na to siły. Jej dawny mistrz miał rację, nie chciała reszty życia spędzić, jako grzeczna dziewczynka udająca, że polityka jest bardzo ciekawym zajęciem. Jakaś jej część aż rwała się, żeby polecieć z dziewczynami. Ale wiedziała też, że takie misje to już przeszłość. Nie była Jedi, a głupie misje skończyła na zabiciu mistrza Windu. Miała swoje życie i nie chciała go niszczyć.
- Więc wyruszcie bez niej – zaproponował Skywalker, a wszystkie kobiety spojrzały na niego jak na wariata – Sam bym chętnie poszedł, ale nie mogę zostawić rodziny. Padme by mnie ukatrupiła, gdybym zostawił dzieci z opiekunką.
Nastała minuta dziwnej ciszy, przerywana tylko tykaniem zegara (uznajmy, że takowy wynalazek tam istnieje, choć w to wątpię ;) ). Tano przypadkiem spojrzała na niego i podskoczyła.
- Słuchajcie, cudna rozmowa, ale łaskawie idźcie już, bo za piętnaście minut przyjdzie pad Kotlet – wstała i otworzyła szeroko drzwi, jasno dając do zrozumienia gościom, że ich wyprasza.
- No to pa – Barriss i Assaj jednocześnie poderwały się i wyszły. Anakin ruszył za nimi, ale w progu zatrzymał się
- Powiedziałem im tak, bo wiem, że poleciałabyś za nimi. Tego chcesz i ja to wiem. Nawet jeśli ty nie – mruknął pod nosem
- Skąd możesz wiedzieć, czego ja chcę. Zmieniłam się przez ostatnie parę miesięcy – prawie wykrzyczała dziewczyna. W środku aż się gotowała. Skąd on może wiedzieć jak się czuje?! Dwie strony toczyły w niej nieustanną walkę, tak, że nie wiedziała co robić.
- Może ci się zdawać, że się zmieniasz, ale gdzieś głęboko zawsze będziesz małym Smarkiem. A jego znam doskonale – były Rycerz Jedi wyszedł z mieszkania, zostawiając nastolatkę w stanie słupa soli i wewnętrznej, kończącej się bitwy. Wiedziała co ma zrobić. Tak naprawdę od dawna to wiedziała. Nie miała tylko zielonego pojęcia JAK dokonać tego czynu.
- Dlaczego moje życie nie może być proste, łatwe i przyjemne – pokręciła głową i zatrzaskując za sobą drzwi ruszyła do swojego pokoju.

***

Darth Sidious stał w ciemnej jaskini, patrząc na zwłoki kolejnych Łowców Głów. Kolejnych martwych idiotów, którzy myśleli, że są na tyle dobrzy, że uda im się pojmać lorda sithów, mimo że tak wielu już zginęło. Idioci. Gdyby tego nie chciał, nigdy by go nie znaleźli. Niestety na jego pułapkę jak na razie natknęło się kilka nic nie znaczących robaków. Ale nie od razu Couruscant zbudowano.
- Niedługo tu przyjdziesz, młody Skywalkerze, a wtedy staniesz po mojej stronie i będę rządził galaktyką – zaśmiał się złowieszczo. Nawet ta pyskata dziewczyna nie była w stanie mu przeszkodzić. To, że miała w sobie ducha Jasnej Strony nic nie znaczyło, w końcu każde światło można, zgasić, zdusić… lub przekształcić w coś mrocznego. A Ciemna Strona nie bez powodu jest potężniejsza. Znów się zaśmiał. Jego nowy plan był idealny, nie było miejsca na wpadki. Wszystko było idealnie. Jednak sith po raz kolejny nie brał czegoś pod uwagę. Że miłość i przyjaźń jest w stanie pokonać wszystko, a duchy światła, będą ja wspierać za wszelką cenę.
____________________________________

Hejo ludziki!
Ten rozdział jest nieco dziwny, ale pisałam go w samochodzie wracając z ferii świątecznych, więc tak. Pisanie po 22, kiedy się nie widzi klawiatury jest bardzo ciekawym zajęciem.
Po za tym dzisiaj Sylwester, więc Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim!
NMBZW!

sobota, 24 grudnia 2016

Prolog sezonu 2 (rozdział 23)

Osiem miesięcy minęło od pamiętnej bitwy o Couruscant.
Odkąd Kanclerz Palpatine okazał się zdrajcą.
Odkąd urodziły się bliźniaki, a Anakin Skywalker odszedł z Zakonu Jedi.
Tak wiele zdarzyło się tamtego dnia.

Teraz zdaje się, że wojna nareszcie jest skończona.
Ostatnie odziały Separatystów są pokonywane.
Kanclerz Palpatine jest poszukiwany przez wszystkich łowców nagród  galaktyki.

Ale czy ciemność na pewno jest pokonana?
Czy równowaga już zapanowała?
Czy sithowie czekają już tylko na swój koniec?
Czy zagrali już ostatni akt?

A może ciemność odradza się w cieniu?
Czy pozorny pokój może się naprawdę skończyć?
Czy Republika poradzi sobie bez Anakina Skywalkera i Ahsoki Tano?
 Nikt nie wie co może się zdarzyć...

Ale jedno jest pewne.
Równowaga to nie tylko światło, ale też i cień.

________________________________________

Cześć ludziki!
Oto jest prolog do sezonu drugiego. Jest trochę dziwny i krótki, ale nie chciałam robić takiego typowego, więc tak.
Niedługo powinien się pojawić pierwszy rozdział, tylko muszę mieć czas na dorwanie się do kompa.
W ogóle to nie chciałam tego wstawiać dzisiaj, ale niech będzie, że to taki prezent gwiazdkowy ode mnie.
NMBZW!

One-Shot świąteczny

- W domu Skywalkerów od rana panowała świąteczna atmosfera. Padme siedziała w kuchni, pomagając służkom w przygotowywaniu potraw na wieczór, a Anakin z dziećmi ozdabiali dom. No w gruncie rzeczy to były Jedi odwalał cała robotę i sprzątał potłuczone bombki po bliźniakach. Nauczyli się chodzić i mówić wyjątkowo szybko, nawet jak na dzieci czułe na Moc, ale rozumu im nie przybyło.
- Tato! On mi zablał bompte! Ja ją miałam powiesić! - wrzasnęła Leia, usiłując wyrwać bratu ozdobę
- Nieplawta! Ja miałem! - Luke zaczął uciekać, trzymając w dłoniach czerwoną kulkę – Mamo!
- A takich nie ma dwóch? - spytała senatorka, wyglądając zza drzwi kuchni, jednocześnie mieszając coś w misce
- To im wytłumacz, że są takie same – westchnął zrezygnowany mężczyzna zawieszając łańcuch na świątecznym drzewku
- Ty im wytłumacz. Sam się podjąłeś tego zadnia, to masz – zachichotała Padme i wróciła do garów
- Niby kiedy powiedziałem, ze chcę z tymi diabłami dekorować choinkę? - spytał Anakin powietrze i pobiegł za bliźniakami, które właśnie usiłowały pozabijać się bombką.
Po dziesięciu minutach, kiedy w końcu rodzeństwo doszło do chwilowej zgody rozległ się dzwonek do drzwi.
- Kto to, kto to? - dzieci rzuciły się biegiem w stronę wejścia. Oczywiście były Jedi był tam przed nimi, mimo że nie biegł, na co zareagował zbiorowym jękiem. Skywalker pociągnął za klamkę, a jego oczom ukazała się postać nastoletniej togrutanki
- Ciocia Ahsoka! - pisnęły radośnie dzieciaki i zaczęły przytulać się do nóg dziewczyny
- A ty tu co robisz? Jeszcze nie ma piątej – zdziwił się jej dawny mistrz, ale gestem zaprosił ją do środka
- Twoja żona wezwała wsparcie – zaśmiała się nastolatka biorąc Luka i Leię na ręce – podobno macie mały kryzys bombkowy
- Chciałbym, żeby był mały. Te małe potworki nie mogą się przestać kłócić o to, kto co zawiesi, chociaż i tak prawie nie sięgają do choinki, a większości ozdób jest co najmniej po dwa.
- A wielki Anakin Skywalker nie umie sobie poradzić z własnymi dziećmi – podsumowała ze śmiechem Tano – No dobra brzdące, to co teraz wieszamy?
- Ja to! - krzyknęły równocześnie bliźniaki, wskazując na tę samą ozdobę.
- Widzisz już na czym polega problem? - mężczyzna podniósł z ziemi identyczną kulkę i spróbował podsunąć dzieciom, które właśnie zaczynały się szarpać. Oczywiście nie zwróciły na to najmniejszej uwagi.
- Chyba tak – uśmiechnęła się szeroko Soka – Tylko, że ja jestem od ciebie mądrzejsza – wyrwała kłócącemu się rodzeństwu bombkę – Jeśli się nie pogodzicie, to ja będę wszystko wieszać – zagroziła
- Nieee! - zaprotestowało zgodnie rodzeństwo i wybrali różne ozdoby na dowód
- No i proszę – dziewczyna wzięła na ręce Luka, żeby mógł powiesić swoją bombkę
- Czasami nie wiem, czy mam ci dziękować, czy przed tobą wiać – pokręcił głową Anakin i podsadził Leię
- Wiesz, uczyłam się od najlepszych, więc sam sobie odpowiedz

Po godzinie, kiedy dom Skywalkerów wyglądał jak siedziba Świętego Mikołaja, Ahsoka zmyła się, by przygotować się do kolacji. Po czterdziestu minutach była z powrotem, tym razem w towarzystwie Luksa.
- Wujet! - małe diabełki rzuciły się na Bonteriego z radosnym piskiem. Tano zostawiły w spokoju, więc mogła się swobodnie zwijać ze śmiechu na widok przerażonej miny chłopaka.
- Hej, Ahsoka, Anakin, chodźcie tu, potrzebuję pomocy – krzyknęła Padme z sąsiedniego pokoju. Senator rzucił ostatnie błagalne spojrzenie w kierunku nastolatki, ale ta z uśmiechem pokręciła głową i za byłym mistrzem poszła pomóc kobiecie
Po pięciu minutach w progu pojawiły się Barriss z Ventress, a bliźnięta uciekły do swoich pokojów. Nie wiedzieć czemu bały się wiedźmy, więc dziewczyny miały spokój.
- Cześć, Ventress, cześć Barriss! - Przywitała się z nimi Soka nie wychodząc z salonu
- Poznajesz, że to my, po tym jak ta dzieciarnia ucieka? - spytała Assaj wchodząc do pomieszczenia
- Być może – wyszczerzyła się Tano, układając ostatnie nakrycie na stole – A teraz idźcie powiedzieć tej dzieciarni, że mają szukać pierwszej gwiazdki.
- Jasne – Offe ruszyła do pokoju bliźniaków.
- Tam! - krzyknęli jednocześnie Luke i Leia po kilku minutach
- Tylko bez kłótni! - uprzedzili jednocześnie Padme, Anakin i Ahsoka, kiedy chłopiec otwierał buzię
Przez kilkanaście minut wszyscy składali sobie życzenia, a kiedy mieli zasiadać do stołu, rozległ się dzwonek.
- Kto to? - tym razem to najmłodsi Skywalkerowie byli pierwsi przy drzwiach
- Obi-Wan? - zdziwił się ojciec potworków
– Co ty tu robisz? - kolejne pytani zadała Tano
- W świątyni jest strasznie nudno, więc pomyślałem, że wpadnę do was na chwilkę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – wyjaśnił Jedi
- Oczywiście, że nie. Przy każdym stole jest miejsce dla zbłąkanego wędrowca – uśmiechnęła się ciepło pani domu podchodząc do zgromadzenia
- Wujet? - zapytał Luke, niepewnie patrząc na Kenobiego
- Oczywiście, że tak – powiedziała nieco złośliwie dathomirianka wychylając się zza progu salonu
- Łii! - rodzeństwo radośnie przykleiło się do nóg stejwończyka. Ahsoka zaczęła się śmiać, a po chwili dołączyła do niej reszta.
- Przynajmniej raz to nie ja jestem ofiarą – stwierdził zadowolony Lux
- Ty zawsze będziesz ofiarą – pokazała mu język Soka i wzięła na ręce Leię, która po chwili znalazła się na plecach senatora
- Ja tes ce! - zażądał Luke, obserwując szczęśliwą siostrę. Jego życzenie omal się nie spełniło, ale do akcji wszedł Wybraniec, zabierając swoje dzieci
- Czy ty zawsze musisz być dla niego taka złośliwa? - spytał byłą padawankę
- Mówiłam, że uczyłam się od najlepszych
- To zgadnij od kogo ja się nauczyłem
- No ode mnie na pewno nie – uprzedził Obi-Wan
- Nie, wcale – mruknął pod nosem Skywalker i poprowadził wszystkich do stołu.
Po pół godziny jedzenia, bliźniaki zaczęły rzucać tęskne spojrzenia w stronę choinki, pod którą piętrzył się stos prezentów. Wiedząc to, Anakin pozwolił im porozdzielać wszystkim pakunki. Oczywiście zrobił to specjalnie, gdyż maluchy nie umiały czytać. Po kilku minutach Barriss zlitowała się nad nimi i wybrała paczki, które były dla nich. Maluchy pociągnęły je do swojego pokoju, z zamiarem nie wychodzenia do końca wieczoru. Po chwili zrobiła się mała zadyma, gdyż Ahsoka zrobiła Anakinowi prezent z wmontowaną minibombą z huttcim łajnem. Na szczęście dla niego ładunek, miał za zadanie tylko opryskać mu twarz, a nie cały pokój. Skywalker udał się do łazienki, a jakiś czas potem znikła również Padme. Małżeństwo znalazły Barriss i Ventress. Natychmiast pobiegły z chichotem do salonu i pociągnęły za sobą Sokę, przerywając jej rozmowę z Luksem, który w skutku pobiegł za nimi. Dziewczyny zatrzymały przed wejściem na taras i gestem kazały być cicho. Przy barierce stała para i całowała się.
- No i co to takiego? Nie powinniśmy na to patrzeć, to ich prywatne… - zaczął gadać szeptem Bonteri
- Siedź cicho modnisiu. Ma ktoś aparat? Ja chcę takie zdjęcie oprawione w ramkę – stwierdziła Soka dusząc śmiech
- Niestety nie – Barriss zrobiła smutną minkę
- Ale oni cię tylko całują, ludzie co wam? - szeptał nadal klucha
- No. Od kilku minut. Pod jemiołą – odezwała się wiedźma, wskazując na maleńką roślinkę, wiszącą nad dwójką
- Sama ją tam powiesiłam – mruknęła Tano – w sumie jemioła wisi w całym domu, Anakin tak chciał, na przykład tu też jest – wskazała palcem w górę. Roślinka znajdowała się centralnie nad nią i chłopakiem
- Dobra, my spadamy, może znajdziemy coś, czym da się zrobić im fotkę – uśmiechnęła się znacząco Offe i powlokła za sobą rechoczącą Assaj
- Eee, co? - togrutanka chciała pobiec za nimi, ale senator złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Dziewczyna próbowała mu się wyrwać, ale po chwili przestała.
- Podobno pocałunki pod jemiołą przynoszą parze szczęście – wymamrotał Lux, wpatrzony w roślinę. Po chwili spojrzał dziewczynie w oczy – Wierzysz w to?
- A powinnam? Szczęście jest ty, co udało ci się wypracować. Nie ma czegoś takiego jak kwestia przypadku. Wszystko jest czyjąś wolą – odpowiedziała, również spoglądając chłopakowi w oczy.
- Jak uważasz – objął togrutankę mocniej i pocałował ją. Oddała pocałunek. Pobili chyba rekord Padme i Anakina, którzy na szczęście nie mieli zamiaru jeszcze opuszczać tarasu, a Ventress i Barriss trzymały się z dala.

Matko, jestem z siebie dumna. Wyrobiłam się z tym one-shotem. Już myślałam, że nie dam rady.
W sumie ta końcówka jest bezsensu, ale koniecznie chciałam wsadzić Luksokę pod jemiołę. Więc tak. I w ogóle to wszystko jest bezsensu, ale miałam piękny pomysł, więc to, że się nie mieści w żadnej sferze czasowej, nie jest ważne XD
No i dzisiaj Wigilia, więc Wam życzę przede wszystkim dużo zdrowia, szczęścia, prezentów, spełnienia marzeń i przede wszystkim weny.

Dedyk dla:
wszystkich

NMBZW!
I Wesołych Świąt!

czwartek, 8 grudnia 2016

Rozdział 22 (epilog sezonu pierwszego)

Anakin nie mógł usiedzieć w Sali Rady. To niesprawiedliwe, że mistrz Windu kazał zostać mu w Świątyni, gdy sam poszedł aresztować, lub - co było bardziej prawdopodobny - zabić Kanclerza. To przecież on sam odkrył, że Palpatine jest sithem, a teraz musiał siedzieć i czekać. W dodatku Padme mogła umrzeć, a polityk twierdził, że wie jak ją uratować. Wybraniec podszedł do okna, patrząc się w kierunku apartamentu Amidali. Warknął z bezradności. Tak strasznie bał się o ukochaną... zrobiłby dla niej wszystko.
- Nawet zdradził przyjaciół? - zapytał cichutki głosik w jego głowie - Zostałbyś sithem i zniszczył swoją rodzinę, bo Padme może umrzeć? 
Nie. Ten głos z mózgu miał rację. Nie zrobiłby tego, znalazłby inne wyjście...
- Na pewno? - szept nie dawał mu spokoju
- Zamknij się - mruknął Skywalker, waląc się w czoło. Jego umysł już się nie odezwał, przynajmniej na razie, ale zamiast tego zaczęły go męczyć okropne przeczucia... 
 Po kolejnej minucie gapienia się w miasto Jedi nie wytrzymał. Wybiegł z pomieszczenia i skierował się w stronę lądowiska. Musiał zobaczyć co dzieje się w gabinecie Kanclerza.
   Mężczyzna wyskoczył ze swojego statku i praktycznie przeleciał przez główny korytarz. Jego przeczucia nasiliły się. Czuł, że stanie się coś strasznego... i powiązanego z Ciemną Stroną. To nie była dobra wiadomość. Wpadając do windy wyczuł śmierć Jedi znajdującego się w budynku. Pędząc w stronę drzwi do biura Palpatina zobaczył osuwającego się na ziemię mistrza Tiina. Wparował do pokoju chwytając miecz świetlny, by pomóc Windu, lecz stało się coś niewiarygodnego... Czarnoskóry uklęknął przed mendą (#te synonimy XD).
- Mój czas nadszedł mistrzu - odezwał się już-nie-całkiem rycerz pokoju, pochylając głowę
- To zależy jedynie od wyboru Wybrańca - odparł chłodno Sidious. Spojrzał w stronę Anakina - Co wybierzesz młody Skywalkerze? Dołączenie do mnie i uratowanie Padme, czy śmierć twoją i wszystkich twoich bliskich?
- Nigdy nie przejdę na Ciemną Stronę - odpowiedział Wybrany, a z jego głosu biła odwaga (o mamciu co to za określenie XD ale nich już jest, bo nie wiem, jak to napisać).
- Więc zginiesz - syknął nowy sith i zrywając się z klęczek, zaatakował z furią.


***

Ahsoka leciała ścigaczem Luksa łamiąc prawdopodobnie wszystkie możliwe przepisy. Choć przy tym co mogło się stać, parę mandatów wydawało się niczym.
- Czy ta kupa złomu nie może ruszać się szybciej? - mruknęła waląc w kierownicę pojazdu. Oczywiście nie był on kupą złomu, tylko jednym z najnowocześniejszych istniejących modeli, ale Tano zdawało się, że jej środek transportu wlecze się jak stary frachtowiec, którym lecieli z Anakinem podczas misji uratowania syna Jabby. Po ciągnących się w nieskończoność dwóch minutach togrutanka wylądowała przed senatem. Statek jej ex mistrza już tam stał. Miała właśnie wbiec do budynku, gdy usłyszała znajomy głos.
- Ej, ty! Nigdzie się bez nas nie ruszasz! - to Ventress krzyczała, galopując razem z Barriss przez lądowisko.
- Co wy tu robicie?! Myślałam, że macie moje przeczucia za głupotę, którą zajmą się Jedi - zdziwiła się najmłodsza dziewczyna
- Przemyślałyśmy to co powiedziałaś i po tym jak nas zaczęły męczyć wizje do kompletu, to stwierdziłyśmy, że nie puścimy cię samej - wyjaśniła Offe
- Wizje były o tym jak umierasz przez swoją głupotę - dodała niepotrzebnie Assaj - To co, idziemy uratować świat?
- Nie macie broni - przypomniała jej sceptycznie szesnastolatka
- No i co? Możemy użyć Mocy, po za tym miecz świetlny to nie wszystko - wiedźma wzruszyła ramionami
 - Trzymajcie się z tyłu i pilnujcie moich pleców. I bez gadania -Dodała widząc, że reszta zamierza protestować - To coś co muszę zrobić przede wszystkim ja. Ale mam też przeczucie, że również odegracie dużą rolę. - po tych słowach Ahsoka odwróciła się i ruszyła w stronę gmachu, a obydwie kobiety tuż za nią.
Tano biegnąc zauważyła przez otwarte drzwi biura Kanclerza walkę, co najmniej wyglądającą dziwnie. Mistrz Windu przypierał jej dawnego mentora do ściany, przy czym Anakin nie wyglądał na opętanego przez Ciemną Stronę.
- Oby nie było za późno - szepnęła sięgając po swoją broń, ukrytą w rękawach. Jednak, gdy wpadła do gabinetu, nie była w stanie zaatakować. Sytuacja ją przerosła.
- Nie jest za późno. Możesz przejść na naszą stronę - syczał Palpatine w stronę Skywalkra, przyglądając się jak jego nowy uczeń przypiera Jedi do ściany - wyzwól swój gniew, swoje przywiązanie. W ten sposób nie uratujesz Padme, a jedynie zginiesz
- Że o co chodzi? - miała ochotę powiedzieć togrutanka. Nie miała pojęcia o co chodziło z senator Amidalą. Z resztą wolała na razie nie wnikać. Faktem jednak było, że Wybraniec się powoli łamał. Nastolatka czuła, jak do jego duszy wkrada się mrok...
- Nie! Nie słuchaj go - chciała krzyknąć, lecz nie mogła wydobyć żadnego dźwięku z gardła. Coś w jej głowie mówiło, ze nic już nie może zrobić, że wybór należy jedynie do mężczyzny. Osunęła się na kolana, czując na sobie zdziwione spojrzenia swoich towarzyszek.
- Nie możesz się teraz poddać - JEJ głos rozbrzmiał w uszach dziewczyny - NIE MOŻESZ.
 W ciało szesnastolatki wstąpiła nowa siła.
- Nie rób tego Anakinie. Nie niszcz własnego przeznaczenia. - Jej głos był mocny i wyraźny. I brzmiał jak JEJ. Jak głos Córki (tak moi drodzy to jest ten moment w którym dowiadujecie się kim jest ONA. I mówiłam ci to Meg).

 Skywalker spuścił na chwilę z oczu wykrzywioną w gniewie twarz mistrza Windu i spojrzał w kierunku z którego dochodziły słowa, każące mu się nie poddać złu. Musiał prawie natychmiast odwrócić wzrok, gdyż z tamtego punktu bił niespotykany blask. Jednak zdawało mu się, że w świetle widzi sylwetkę pewnej togrutanki... i jeszcze kogoś. Kobiety stojącej... w dziewczynie? Raczej na odwrót.
- Nie daj się. - znów rozległo się zdanie wsparcia
- Dołącz do mnie Anakinie. Inaczej zginiesz - nadal próbował rozsiać mrok Palpatine.
- Nigdy - powiedział stanowczo Wybraniec, czując jak wypełnia go nowa siła. Jednak zanim zdążył zrobić cokolwiek poczuł żar miecza świetlnego przy skórze.
- To już koniec - zdążył pomyśleć i zamknął oczy. To jednak nie on miał przywrócić równowagę. On zginie teraz. Ale śmierć nie nadeszła. Uchylił powieki i zobaczył zielony miecz powstrzymujący fioletowe i czerwone ostrze naraz. Twarz osoby broniącej mężczyzny była wykrzywiona z wysiłku.
- Ona długo nie wytrzyma - uświadomiła sobie Skywalker i oprzytomniał. Włączył swoją broń i skierował ją na jeden z wrogich promieni. Zaczął zadawać i parować ciosy, spierając się w morderczym tańcu z samym darthem Sidiousem.
 Po kilku minutach walki do ich pojedynku spróbowała wplątać się Ventress z mieczem mistrza Kolara, jednak nie była w stanie nadążyć za szybkością uderzeń. Zdążył zarejestrować, że Barriss nie była w stanie pomóc Ahsoce. Po kolejnych kilku chwilach Skywalker zdał sobie sprawię, że wygrywa. Jeszcze tylko trochę... Zadał kolejne dźgnięcie i zranił swojego przeciwnika w ramię. Wynik walki był przesądzony, jednak ciemny lord stchórzył. Uciekł z szybkością błyskawicy. Windu również próbował, jednak nie miał tyle szczęścia. Oberwał od togrutanki w stopę i nie mógł biec. Wybraniec podbiegł do niego i miał zacząć atakować przeciwnika ex padawanki, lub zacząć zadawać mu pytania, jednak ten nagle opuścił miecz i został przebity na wylot zieloną i niebieską klingą.
- Nie mogłem nie wypełnić przeznaczenia - wycharczał umierający dawny mistrz Jedi - starożytni sithowie nie stworzyli mnie bez niego. Jeśli ja umieram, ty kiedyś będziesz po naszej stronie - spojrzał na Anakina
- Dlatego ja jeszcze żyję. Żeby Wybraniec utrzymywał równowagę, a nie poddawał się którejś ze stron - odpowiedziała Tano głosem córki, a potem po raz drugi tego dni osunęła się na ziemię, a właściwie w ramiona swojego ex mistrza.
- Ja nic nie chcę mówić, ale chyba Palpatine wam zwiał - mruknęła Assaj wyciągając miecz z ciała Windu
- Może jeszcze nie - dodała Offe wyłączając swój
- No to go gońmy - mruknęła togrutanka stając o własnych siłach
- Jednak zwiał - powiedział mężczyzna patrząc na oddalający się jego ścigacz. W środku siedział lord sith.
- Czyli wracamy do domu - podsumowała szesnastolatka uśmiechając się niemrawo
- Raczej wątpię. Po tym co tu się wydarzyło senat i Rada Jedi nie dadzą nam spokoju przez następne dziesięć lat - sprostował bardzo optymistycznie Jedi
- Super - jęknęły trzy dziewczyny z minami męczenników. Dwudziestodwulatek dołączył do nich.

***


W tym czasie senator Amidala w przyśpieszonym terminie rodziła swoje dzieci. Okazało się, że to bliźniaki.
- Luke i Leia - uśmiechnęła się kobieta biorąc na ręce dwójkę noworodków. Nagle zapikał jej komunikator. Odebrała połączenie.
- Kochanie dziś nie wrócę do domu, mieliśmy okropną akcję, Rada mnie nie wypuści z Sali przez następny tydzień, a potem i tak nie będę miał pewnie spokoju... Przerwał widząc bobasy leżące na rękach Amidali - ...To...
- Luke i Leia - powiedziała Padme uśmiechając się
- To może się jednak wyrwę na trochę... - zamyślił się Skywalker. I podjął decyzję - Do zobaczenia. Kocham cię.
- Ja ciebie też - szepnęła jego żona i przerwała połączenie.


***

Anakin szedł w stronę sal medytacyjnych, a konkretnie tej, w której wyczuwał obecność pewnego zielonego gnoma...
- Wejdź Skywalkerze młody, wejdź - odezwał się goblin jeszcze zanim Jedi zapukał
- Mistrzu Yoda, muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. - zaczął Wybraniec siadając na wolnej pufie
- Nie wątpię w to ja. Inaczej ciebie tu byłoby nie. Lecz zanim powiesz coś, myśl. Wielkich rzeczy dokonałeś dziś i niejasno myśleć możesz - uprzedził wiekowy mistrz
- Tego jestem pewien - zapewnił młodszy Jedi
- Mów zatem.
- Ja... - mężczyzna wziął głęboki oddech - Mam swoje inne życie. Ukrywałem je, starałem się je pogodzić z byciem Jedi, ale dziś... stało się coś niezwykłego. I wiem, że nie mogę dłużej tak żyć, ukrywając się. Chcę odejść z Zakonu Jedi.
- Hmm - stary ufok (dzięki za fajne słowo Nataly) zasępił się wyraźnie - podejrzewałem ja to. Sądzić ja jednak, że ty tak szybko odchodzić nie. Szanuję jednak twoją decyzję ja.
- Dziękuję mistrzu Yoda - były Jedi chciał odpiąć swój miecz od pasa, jednak gnom pokręcił głową
- Broń zatrzymaj. Przeczucie ja mam, że potrzebna będzie ci.
- Tak mistrzu. - Wybraniec ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia. Za drzwiami czekała na niego niespodzianka w postaci dawnej uczennicy.
- Daj sobie spokój z niepotrzebnym gadaniem i powiedz dlaczego to zrobiłeś. Wszystko słyszałam - uprzedziła go dziewczyna, gdy otwierał buzię
- Ehh. Mam żonę i dzieci. Pasuje ci? - mruknął dwudziestodwulatek i ruszył w stronę wyjścia ze Świątyni. Ku jego zdziwieniu Ahsoka, zamiast nawijać jak to możliwe i czemu jej nie powiedział, walnęła się dłonią w czoło.
- To dlatego Palpatine kusił cię wizją ocalenia Padme. Bo jest twoją żoną. Pewnie miałeś wizję jej śmierci. Ale to by się stało, gdybyś przeszedł na Ciemną Stronę, tak jak z moją wizją i jak z wizjami Assaj i Barriss. - zaczęła dedukować Tano - Bo to Padme jest twoją żoną tak? Jak długo? No gadaj coś!
- To mi daj dojść do głosu - uśmiechnął się Wybraniec - Tak, to Padme jest moją żoną, Pobraliśmy się kilka dni po rozpoczęciu wojny.
- No i wszystko jasne.
- I co? Nie masz żadnych pytań, czemu ci nic nie powiedziałem, żadnych pretensji?
- Gdybyś zapytał mnie kilka miesięcy temu miałabym ogromne pretensje, ale teraz... chyba cię rozumiem. - odpowiedziała ex padawanka, gdy wychodzili ze Świątyni
- Ty i zrozumienie ludzi w dziwnych sytuacjach? Co z tobą jest nie tak dziewczyno? - spytał mężczyzna. Po chwili wyłapał jednak jej spojrzenie, skierowane w stronę ścigacza stojącego kilkanaście metrów dalej - No i wszystko jasne - uśmiechnął się nieco kpiąco.
- A idź - szesnastolatka ruszyła w stronę pojazdu. Za kierownicą siedział oczywiście Lux Bonteri.
- Przeżyłaś - stwierdził senator
- Jak widać. A teraz łaskawie złaź z miejsca kierowcy - Jej oczy ewidentnie zdradzały, że wolałaby, żeby ta rozmowa wyglądała inaczej, jednak z powodu obecności pewnego nieco wkurzającego faceta tak być nie mogło.
- Nie ma mowy. Dostałaś dzisiaj ze dwadzieścia mandatów. Masz szlaban na prowadzenie ścigaczy.
- Kiedy zdołałaś zarobić tyle wykroczeń? - zaśmiał się Skywalker
- Jak leciałam ratować ci tyłek - nastolatka pokazała mu język i łaskawie usiadła na miejscu pasażera.
- Oj dobra, dobra. Nie narzekam przecież. Aczkolwiek myślałem, że w Świątyni uczą jeszcze przestrzegać przepisów - pod morderczym spojrzeniem togrutanki odwrócił się i szybko odszedł. Oglądając się przez ramię zauważył jeszcze szeptaną rozmowę pary i ich pocałunek. Odwrócił wzrok.
- No to czas zacząć nowe życie - Powiedział do siebie Anakin, wchodząc do swojego pojazdu. skierował go na drogę do domu Padme.
__________________________________________________
Oto jest epilog do pierwszego sezonu i wiem, że jest strasznie długi, ale chciałam, żeby te wszystkie wydarzenia były w jednym rozdziale, więc tak. Drugi sezon się pojawi, ale być może dopiero w nowym roku. Po za tym mam dla was taką piękną historyjkę:

Dawno, dawno temu, a dokładnie w zeszłym roku, była sobie dziewczynka, która skończyła właśnie oglądać TCW. Bardzo ciekawa dalszych losów Ahsoki zaczęła czytać blogi o jej dalszych losach, a w jej nienormalnej główce zaczęła się kształtować jej własna historia. 8 grudnia 2015r. założyła bloga i zaczęła publikować swoją twórczość.

Tak ludziki, to już rok, odkąd piszę tego bloga. Ktoś uwierzy? Bo ja nie.
W każdym razie chciałam podziękować wszystkim tym, którzy czytali i czytają tego bloga, oraz tym, którzy mnie wspierali i cały czas wspierają. Bez was ten blog nie był by taki jaki jest. Nie chcę nikogo jakoś specjalnie wyróżniać, bo było was naprawdę sporo, ale są osoby, które mają szczególny wpływ na tego bloga, czyli
Madzia <3 moja kochana siostrzyczka, która cały czas mi pomaga, dodaje mi weny i przynosi żelki.
Sue która była moją pierwszą czytelniczką, i która cały czas to czyta i mnie krytykuje, co bardzo pomaga (mam nadzieję, że teraz jest troszkę lepiej sitku)
Jest też mnóstwo inny osób, które czytały i czytają i było was na tyle dużo, że nie chce mi się wypisywać wszystkich imion ;)
W każdym razie wszystkim wam ogromnie
DZIĘKUJĘ
NMBZW!!!!!

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział 21

Darth Sidious podszedł do okna, wpatrując się w nocny krajobraz Couruscant. Rozmyślał o swoim planie. Wszystko szło jak po maśle. Jego wielki plan chylił się ku końcowi, wystarczyło jeszcze pozbyć się kilku osób, a wtedy nic nie stało by na przeszkodzie Wybrańcowi, w jego drodze ku ciemności. Zdobędzie nowego ucznia, a Sithowie zapanują nad galaktyką. Wiedział, że Jedi nie okaże się na tyle silny, by oprzeć się cierpieniu i gniewowi. Co prawda po drodze musiał zabić jeszcze kogoś... ale wolą przeznaczenia było, by Wybrany przeżył jako rycerz mroku, a ten "plan zapasowy" był kompletnie bezsensowny. Ale cóż miał zrobić, taka była wola starożytnych.

***

Medytujący mężczyzna wzdrygnął się lekko. Czuł, że jego przyszły mistrz rozmyśla o przeznaczeniu, które niedługo miał spełnić. Wiedział, że sith w niego wątpi. Wierzył, że Ten, który ma przywrócić rownowagę, tak po prostu przejdzie na Ciemną Stronę, a on sam zwyczajnie zginie. Ale starożytni nie bez powodu Go stworzyli. Tego, który miał zniszczyć Wybrańca.

(Dadadadam, kończymy rozdział XD)
***

- Nie błagam, nie rób tego! - krzyczała Ahsoka do tajemniczej postaci, mordującej Jedi.
- Bo co mi zrobisz dziewczynko? - rzekł morderca odwracając się w stronę togrutanki - Zabijesz mnie? Raczej wątpię - skierował w stronę dziewczyny miecz świetlny, który, o dziwo, był niebieski.
- Więc się przekonaj! - wrzasnęła Tano i skoczyła na sitha. Ku jej zdziwieniu, przeciwnik nie atakował, jedynie odparowywał ciosy.
- Bawi się ze mną, czy co? - pomyślała, po raz kolejny uderzając w błękitną klingę. Nagle zauważyła okazję. Wróg jakby specjalnie odsłonił swoją lewą stronę. Wystarczyło jedno małe cięcie, a straciłby głowę. Jednak nie była w stanie tego zrobić. Nie wiedziała czemu, po prostu nie mogła.
- Wiedziałem - syknął nieprzyjaciel i zaczął atakować z taką siłą, że nawet najwięksi mistrzowie szermierki nie dali by sobie rady. Ahsoka upadła, a jej miecze poleciały w nieokreślonym bliżej kierunku
- Brak ci charyzmy i odwagi. Litość jest dla głupców - mężczyzna zamierzył się na nią i już miał przebić nastolatkę na wylot, gdy pojawiło się niespotykane światło, które odepchnęło napastnika.
- Nie pozwól by tak to się skończyło.  - rozległ się głos, pochodzący ze światłości.
- Kim jesteś? - spytała była Jedi, próbując przedrzeć się wzrokiem przez jasność
- Tobą - zaśmiał się perliście i przez chwilę, Ahsoce wydawało się, że widzi znajomą postać... JĄ. Nagle wszystko wybuchło blaskiem.
Togrutanka obudziła się ciężko dysząc.
- To tylko zły sen, spokojnie - powiedziała sama do siebie próbując się uspokoić. Tak bardzo chciała uwierzyć w te słowa... Ale wiedziała, że to nie jest żaden koszmar. To była wizja tego co miało się wydarzyć... A może nie? TEN głos powiedział, że to nie może się tak skończyć, więc mogła to być tylko jedna z możliwych wersji przyszłości.
- Do diaska, dlaczego zawsze ja muszę pakować się w najgłębsze bagno?! - fuknęła sfrustrowana. Zrobiła to jednak trochę za głośno, bo z sąsiedniego pokoju dobiegł jęki Luksa.
- Kobieto jest wpół do czwartej rano, możesz nie krzyczeć? - poprosił senator zza ściany ziewając - niektórzy tutaj nie mogą do południa siedzieć w łóżku.
- Będę krzyczeć jak mi się będzie podobało, a jak mi się odechce to przestanę - odpowiedziała dziewczyna obracając się na drugi bok. Czemu musiała mieć sypialnie tuż obok Luksa? Oczywiście wywaliła go z pomieszczenia, które na początku sobie zajął, ale chłopak miał do wyboru jeszcze z pięć innych, a wybrał tą najbliżej.
- To nich ci przychodzi ochota na wrzaski jak nikogo nie ma w domu - poprosił Bonteri i po chwili rozległo się jego chrapanie
- Mhm, jasne - mruknęła nastolatka i przymknęła powieki.
 Po dwóch godzinach nieudanych prób zaśnięcia Ahsoka dała sobie spokój i zamiast spać, postanowiła pomedytować. Usiadła na łóżku i skupiła się. Poczuła jak Moc ją otacza. Natychmiast tego pożałowała. Zobaczyła skróconą wersję poprzedniej wizji... I TEN głos. Gwałtownie otworzyła oczy. Pierwszym co zauważyła, była zatroskana twarz Luksa, znajdująca się nieco bliżej niż powinna. Dziewczyna bez skrupułów walnęła chłopaka w twarz.
- Ej! - zaprotestował, łapiąc się za bolący kawałek głowy (sorry, pisane po przedawkowaniu żelków) - Ja się martwię co ci jest, a ty mnie od razu bijesz!
- Co się martwisz, pomedytować nie mogę? - spytała niewzruszona
- Możesz, ale niekoniecznie ponad osiem godzin, albo jeszcze dłużej, bo nie wiem kiedy zaczęłaś - powiedział chłopak siadając koło niej
- Co?! Siedzę tak od ośmiu godzin?! - wykrzyknęła nastolatka. Mogła przysiąc, że minęło tylko kilka minut...
- Mówię, że może trochę dłużej. Musiałaś mieć sporo do myślenia - stwierdził senator
- Podczas medytacji się nie myśli głupku - mruknęła Tano i ponownie walnęła kotleta w głowę, tylko teraz trochę lżej - wyłącza się myślenie i oddaje Mocy... A zresztą nieważne, i tak nic nie zrozumiesz. W każdym razie mam pewien problemik tak jakby.
- Raczysz mi opowiedzieć, o tym problemie, o wielka Jedi, której wywodów na temat Mocy nie rozumiem? - nastolatek uchylił się przed ciosem
- Jak już sam powiedziałeś i tak nic nie rozumiesz modnisiu - wzruszyła ramionami - I błagam daruj sobie argumenty, przez które miałabym z tobą gadać - dodała podnosząc rękę, gdy Lux otwierał buzię
- Emm, no dobra. To zechcesz o tym pogadać? - zapytał Bonteri zaglądając dziewczynie w oczy.
- Żadna wielka filozofia. Po prostu znów muszę uratować świat, tym razem przed jakimś sithem... albo raczej upadłym Jedi - zastanowiła się Ahsoka, opuszczając wzrok. W sumie ta wersja była bardziej prawdopodobna. To Rycerze Pokoju używali niebieskich mieczy.
- Aha. Wiesz co? jednej rzeczy nie rozumiem. Odeszłaś z Zakonu, więc czemu nie możesz mieć spokoju? - spytał senatorek gapiąc się na ścianę
- Nie wiem, może świat się na mnie uwziął? - zasugerowała Soka. Oczywiście wiedziała przez co tak jest. Bo ONA była w niej. Nagle wpadł jej do głowy ostatni kawałek układanki. Oczywiście wymordowywanie Jedi zachwiałoby równowagę, ale jeśli to co miało się zdarzyć mogło ją zniszczyć na tyle, że ONA ingerowała... Była tylko jedna możliwość. Anakin.
- O nie... W co ty się znów wpakowałeś Rycerzyku... - jęknęła była padawanka Wybrańca i zeskoczyła z łóżka.
- Ale, że co się stało? - Krzyknął za nią chłopak, jednak jego wypowiedź trafiła do drzwi łazienki. Po pięciu minutach wyszła, a właściwie wyskoczyła stamtąd na jednej nodze Ahsoka, próbując założyć drugiego buta.
- Mam BARDZO poważny problem, nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę. - Dziewczyna zawiązała sznurówkę i obróciła się w stronę chłopaka - No więc pa - przyciągnęła swoje miecze z szafki nocnej i skeirowała się w stronę drzwi. Chciała ruszyć, ale Bonteri złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie
- Proszę, nie daj się zabić - poprosił cicho i czule pocałował Tano w usta
- Postaram się - obiecała dziewczyna, patrząc mu w oczy, gdy się od siebie oderwali. Po chwili odwróciła się i wybiegła.
_________________________________________________

Hejo.
Ten rozdział powinien pojawić się jakieś... dwa, trzy tygodnie temu, no ale w końcu mi się udało to napisać. Spora część jest pisana na śpiąco, więc pewnie są okropne błędy i powtórzenia, ale nie chce mi się tego poprawiać.
No i Madzia, masz swoją Luksokę. Dziwnie mi to wyszło, ale kij.
A jutro są Mikołajki, a dzisiaj było fajnie (wtajemniczeni wiedzą czemu :D) Po za tym mam jeszcze dwie paczki żelków i jakąś czekoladę, więc może będę miała wenę.
A w następnym rozdziale będzie to na co czekam od dawien dawna! I i tak większość ludzi wie co, ale ciii. Po za tym strasznie głupia brzmi to "ONA" i ja o tym wiem, ale nie chciałam wymieć jeszcze tego imienia, chociaż pewnie i tak się idzie domyślić kto to.

Dedyk dla:
Batgirl

NMBZW!!!